Posty

Lekcja uważności w Gemäldegalerie

Obraz
W wydanym jakiś czas temu mini-albumie berlińskiej Gemäldegalerie z popularnej serii Muzea świata, ten obraz został pominięty. Nie uwzględniono go także na liście najważniejszych obiektów z kolekcji na muzealnej stronie internetowej . Nic dziwnego, w blasku Botticellego, van Eycka, Caravaggia z tamtejszej galerii malarstwa, aura tego maleńkiego obrazu rozbłyskuje światłem jakby przyćmionym. Jest taki dyskretny. Tak wyciszony. Dziewczyna z portretu pozostaje dość nieznana. Jak za pajęczyną czasu, który nie pozwala nic pewnego o niej powiedzieć. Spowita krakelurą porcelanowa twarz, w labiryncie berlińskiego muzeum, w którym można tak łatwo o niej zapomnieć. Można o niej zapomnieć, gdy tylko omamią nas w kolejnych salach cudowne iluzje z "Madonny w kościele" Jana van Eycka, zagęszczone roślinne girlandy wokół Marii z Dzieciątkiem Botticellego czy prowokacyjny uśmiech Amora u Caravaggia. Nazywano ją podobno Nefretete. Nazywano berlińską Moną Lizą. Jednak jej status j...

Słowo i obraz- Tatarak Andrzeja Wajdy

Obraz
6 marca- urodziny Andrzeja Wajdy. Te byłyby 91... Niespełna pół roku temu miałam razem z moją mamą niezwykłą okazję spotkać pana Andrzeja Wajdę. Nie zapomnę momentu na progu Jego domu, po zakończonej, inspirującej rozmowie. Padło wówczas zdanie o filmie, który jeszcze nie powstał. Nastała wtedy taka "przepastna" chwila, ułamek sekundy, w którym mieści się wiele. A w powietrzu zawisła raczej wątpliwość...poczucie, że mówimy o filmie, który jednak już nie powstanie. Takie smutne przeczucia kojarzą mi się nieodzownie z jednym z najważniejszych dla mnie filmów Wajdy. Z "Tatarakiem".  Przeczucia, za które człowiek chciałby od razu siebie zbesztać. Ale to nic nie da. Tamto spotkanie dotyczyło profesora Eugeniusza Eibischa, artysty, który był rektorem Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie w czasie, gdy Wajda tam studiował. Relacja między profesorem a ówczesnym studentem, jak się okazało odległa, mieszcząca się tylko w formalnych zależnościach uczelnianych- był...

Blask Włoch, cienie naszych czasów. Mantua i Brescia

Obraz
Mantua, Camera degli Sposi Skorzystałam z wolnego czasu w pracy. W ciągu dwóch dni odwiedziłam dwa, a właściwie trzy miasta. Wszystkie położone w Lombardii, gdzieś w orbicie Mediolanu. Zadziwia mnie ten region. Gdy przejeżdżam go na przełaj, góry pojawiają się i znikają, na rzecz równiny, o której jedyne co słuszne można powiedzieć, to trywialne, że jest płaska jak stół. Mam wrażenie, że określenie „dolina Padu” trochę wprowadza w błąd, bo zakłada, że rzekę okala coś więcej, a tymczasem ona płynie jakby stanowiła tylko kanał do drenażu uprawnych ziem. Jest jak rysa wydrążona w gładkiej ziemi, od chłodnych źródeł do ujścia w pobliżu Wenecji, gdy rozwidleniami delty łączy się z Adriatykiem . Gdzieś daleko, na horyzoncie niekiedy pojawiają się góry wysokie. Majestatyczne i odległe. Ich wierzchołki bielą się w oddali, lukrowane lodem, przyprószone śniegiem. We włoskich miastach zawsze zaciekawiają mnie lokalni bohaterowie. Na terenie całych Włoch można oczywiście znaleźć tych w...

Bergamo. Giovanni Bellini, piękno, które zbawia.

Obraz
Bergamo. Moje ukochane, kamienne miasto. Dumnie nazywane małą Wenecją, choć nie ma w nim żadnych kanałów. Zamiast lazuru laguny okala je szarość kamieni, diadem murów na wypiętrzonym gdzieś w centrum Lombardii wzgórzu.  Jestem tu po raz kolejny i coraz wyraźniej czuję, że to miasto lubię bezwarunkowo. Byłam tu jesienią i zimą, w deszczu, słońcu i we mgle, szczęśliwa zupełnie i potencjalnie, radosna i odrobinę smutna, zmęczona i wypoczęta.  I zawsze to miasto w sposób doskonały wyrównuje dla mnie amplitudy. Dziś chodziłam ulicami, po których biegały karnawałowo przebrane dzieci. Tutejszy bruk i różnobarwne kamienie, którymi wyłożone są ważniejsze place pokrywało barwne confetti. Kolorowa rzęsa confetti unosiła się także na wodzie w tutejszych fontannach.  Na niebie przesuwały się bezkształtne chmury, a miasto spowijał filtr szarości, w którym wszystko stało się tak wyraźne. Dzień gwarny i zwyczajny. Tak inny od nocy, w która byłam tu poprzednim ...

Egon Schiele

Obraz
Historia sztuki bywa dziedziną okrutną. Z obowiązku chirurgicznie oddziela emocje malarza od jego dzieła. Skalpel nauki szuka porządku, chronologii, logiki rozwoju sztuki. Artysta ma być wyłącznie ich możliwie zneutralizowanym nośnikiem. Przyznaję, że nigdy tego nie lubiłam i wciąż nie lubię. Chętniej próbuję zszywać rozprute więzi i dostrzec w obrazach wyłożone przede mną, widzem, lustro, Stendhalowskie " zwierciadło ". Chcę zrozumieć nie tylko "jak", ale i "dlaczego". Mieć czarno na białym- " madame Bovary to ja ". Patrzeć na artystę wyłożonego przed widzem jak głowa Jana Chrzciciela na tacy, na tym jasnym i potwornym ołtarzu sztuki, na którym ci wielcy, wybitni od zawsze się poświęcali. W przypadku Egona Schiele wolałabym, żeby było odwrotnie. Chciałabym oderwać jego twórczość od życia. Oglądać obrazy i rysunki neutralnie, na zimno. Okiem zdystansowanego badacza. Tak dobrze byłoby uzdrowić Egona z jego fobii, oczyścić z ni...

Powiśle, Powiśle

Obraz
Ten fragment Warszawy jest wyjątkowy, choć może mogłabym powiedzieć to o każdej innej dzielnicy, która stała się moja. Powiśle. Część miasta uszyta ze swojej zależności. Kiedyś portowa i fabryczna, dawna dzielnica ubogich i przepracowanych, rewir piaskarzy i rybaków. Na starych zdjęciach widać tutejszą odwieczną anarchię budowlaną. Obok wystawnych domostw liche kwatery robotnicze. Dzielnica od zawsze poddana "wyższemu" miastu tuż obok. Wyłożona jak barwny kobierzec na progu spokojnej rzeki. Jest w pewnym sensie suteryną miasta. Przecinają ją wiadukty mostów, udające, że prawa i lewa strona Wisły stanowią wspólny krwiobieg. Po dziesiątkach schodów można wkroczyć z jej nizinnych terenów na miejski salon, na piano nobile, wiaduktem Mostu Poniatowskiego, przez Aleje Jerozolimskie, przez Foksal, do Nowego Światu i Chmielnej, przez Tamkę do Świętokrzyskiej. A także kapryśnymi Oboźną i Karową albo dalej legendarną Bednarską, gdzie można usłyszeć strojenie instrumentów z ok...

Rozdzielony dyptyk z Melun

Obraz
Jest to być może najdziwniejszy obraz jaki znam.  Najbardziej prowokacyjny. Niektórzy twierdzą - i chyba słusznie- że jest po prostu bluźnierczy.  Słynne prawe skrzydło dyptyku z Melun z 1450 roku autorstwa Jean Fouqueta. Oficjalny tytuł tego obrazu to- naturalnie- Madonna z Dzieciątkiem wśród Aniołów. Teoretycznie wszystko się zgadza. Tyle, że modelka pozująca do wizerunku owej Madonny była osobą - powiedzmy z przymrużeniem oka - z krwi i kości, co samo w sobie nie było niczym nadzwyczajnym,  ale jej tożsamość z mroków historii wydobywa głównie aspekt obyczajowy.  Nie ma chyba drugiego przedstawienia, w którym mocno erotyzujący charakter skrywany byłby..."pod płaszczem" czy raczej w przebraniu Madonny. Także te błyszczące, syntetyczne anioły nie pozwalają oddać się czysto religijnemu zawierzeniu. Niebieskie cherubiny symbolizują czystość i żywioł powietrza. Czerwone serafiny- miłość i ogień. Czy przypadkiem tylko serafiny przy...