Co zobaczyłam w Gandawie czyli na palcach i szeptem przy van Eycku
Jest poniedziałek, drugi tydzień intensywnej pracy rozmieniony już na pięć drobnych dni :-) Jestem w Brukseli. Otacza mnie stan, który nazwać można partyzancką wiosną. Podmuchy wiatru cieplejsze, płaszcz frywolnie rozwiany, oko wyostrza się na krokusy na skwerach. Czuję jeszcze oddech weekendu na plecach. Czas na zanotowanie ostatnich wrażeń. Zanim wpadnę w rytm codzienności nadam sobie własny ton, wolniejszy, sensowniejszy, ton tego, co własnie zobaczyłam. W podróży dotyka mnie samodzielnie stwierdzona nadpobudliwość, szczególna, bo obdarzona nadmiarem uwagi, z koncentracją jak u maturzysty. W podróży jestem jak przodownik pracy. A to wszystko w towarzystwie niewinnego Ołtarza, dzieła braterskiej pracy Huberta i Jana van Eycków. Byłam w Gandawie . Zamknijcie oczy i wyobraźcie sobie Gandawę, jeśli tam nie byliście. Gandawa wygląda tak jak się nazywa. Hypotypoza. Jest jak przetasowana talia kart. Wiemy czego można się spodziewać, ale nie do końca wszystko możemy pr...