Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2017

Bergamo. Giovanni Bellini, piękno, które zbawia.

Obraz
Bergamo. Moje ukochane, kamienne miasto. Dumnie nazywane małą Wenecją, choć nie ma w nim żadnych kanałów. Zamiast lazuru laguny okala je szarość kamieni, diadem murów na wypiętrzonym gdzieś w centrum Lombardii wzgórzu.  Jestem tu po raz kolejny i coraz wyraźniej czuję, że to miasto lubię bezwarunkowo. Byłam tu jesienią i zimą, w deszczu, słońcu i we mgle, szczęśliwa zupełnie i potencjalnie, radosna i odrobinę smutna, zmęczona i wypoczęta.  I zawsze to miasto w sposób doskonały wyrównuje dla mnie amplitudy. Dziś chodziłam ulicami, po których biegały karnawałowo przebrane dzieci. Tutejszy bruk i różnobarwne kamienie, którymi wyłożone są ważniejsze place pokrywało barwne confetti. Kolorowa rzęsa confetti unosiła się także na wodzie w tutejszych fontannach.  Na niebie przesuwały się bezkształtne chmury, a miasto spowijał filtr szarości, w którym wszystko stało się tak wyraźne. Dzień gwarny i zwyczajny. Tak inny od nocy, w która byłam tu poprzednim ...

Egon Schiele

Obraz
Historia sztuki bywa dziedziną okrutną. Z obowiązku chirurgicznie oddziela emocje malarza od jego dzieła. Skalpel nauki szuka porządku, chronologii, logiki rozwoju sztuki. Artysta ma być wyłącznie ich możliwie zneutralizowanym nośnikiem. Przyznaję, że nigdy tego nie lubiłam i wciąż nie lubię. Chętniej próbuję zszywać rozprute więzi i dostrzec w obrazach wyłożone przede mną, widzem, lustro, Stendhalowskie " zwierciadło ". Chcę zrozumieć nie tylko "jak", ale i "dlaczego". Mieć czarno na białym- " madame Bovary to ja ". Patrzeć na artystę wyłożonego przed widzem jak głowa Jana Chrzciciela na tacy, na tym jasnym i potwornym ołtarzu sztuki, na którym ci wielcy, wybitni od zawsze się poświęcali. W przypadku Egona Schiele wolałabym, żeby było odwrotnie. Chciałabym oderwać jego twórczość od życia. Oglądać obrazy i rysunki neutralnie, na zimno. Okiem zdystansowanego badacza. Tak dobrze byłoby uzdrowić Egona z jego fobii, oczyścić z ni...

Powiśle, Powiśle

Obraz
Ten fragment Warszawy jest wyjątkowy, choć może mogłabym powiedzieć to o każdej innej dzielnicy, która stała się moja. Powiśle. Część miasta uszyta ze swojej zależności. Kiedyś portowa i fabryczna, dawna dzielnica ubogich i przepracowanych, rewir piaskarzy i rybaków. Na starych zdjęciach widać tutejszą odwieczną anarchię budowlaną. Obok wystawnych domostw liche kwatery robotnicze. Dzielnica od zawsze poddana "wyższemu" miastu tuż obok. Wyłożona jak barwny kobierzec na progu spokojnej rzeki. Jest w pewnym sensie suteryną miasta. Przecinają ją wiadukty mostów, udające, że prawa i lewa strona Wisły stanowią wspólny krwiobieg. Po dziesiątkach schodów można wkroczyć z jej nizinnych terenów na miejski salon, na piano nobile, wiaduktem Mostu Poniatowskiego, przez Aleje Jerozolimskie, przez Foksal, do Nowego Światu i Chmielnej, przez Tamkę do Świętokrzyskiej. A także kapryśnymi Oboźną i Karową albo dalej legendarną Bednarską, gdzie można usłyszeć strojenie instrumentów z ok...

Rozdzielony dyptyk z Melun

Obraz
Jest to być może najdziwniejszy obraz jaki znam.  Najbardziej prowokacyjny. Niektórzy twierdzą - i chyba słusznie- że jest po prostu bluźnierczy.  Słynne prawe skrzydło dyptyku z Melun z 1450 roku autorstwa Jean Fouqueta. Oficjalny tytuł tego obrazu to- naturalnie- Madonna z Dzieciątkiem wśród Aniołów. Teoretycznie wszystko się zgadza. Tyle, że modelka pozująca do wizerunku owej Madonny była osobą - powiedzmy z przymrużeniem oka - z krwi i kości, co samo w sobie nie było niczym nadzwyczajnym,  ale jej tożsamość z mroków historii wydobywa głównie aspekt obyczajowy.  Nie ma chyba drugiego przedstawienia, w którym mocno erotyzujący charakter skrywany byłby..."pod płaszczem" czy raczej w przebraniu Madonny. Także te błyszczące, syntetyczne anioły nie pozwalają oddać się czysto religijnemu zawierzeniu. Niebieskie cherubiny symbolizują czystość i żywioł powietrza. Czerwone serafiny- miłość i ogień. Czy przypadkiem tylko serafiny przy...

Sztuka malowania autoportretu z hiacyntem

Obraz
Na obrazie - Jacek Malczewski. Być może ubrany w swoją słynną, podszytą czerwienią pelerynę, w której widywano go na krakowskich Plantach, blisko Akademii. Postawiony kołnierz. Czapka ( gamerka?) wspominająca zimę. W tle scenografia chochołów z nadzieją na wiosnę i chór faunów z obietnica natchnienia. Czarny, śpiący pies, jak otyła tylda ułożona na piasku. I ten hiacynt, trzymany pod ramieniem, jak książka. Jak zapowiedź. Jak opowieść. Jeśli czytaliście kiedyś już moje teksty o Malczewskim, wiecie, że szczególnie lubię przyglądać się zawsze pejzażom w jego obrazach: są takie konkretne. do dziś nie zmienione. Na przykład te z Wielgiego, tam gdzie spędzał krótki, ale ważny moment na pograniczu dzieciństwa i młodości (a ja genetycznie ukierunkowana na to miejsce oglądałam kamienie i deski domu, gdzie urodziła się moja babcia...). Tak, pejzaże niezmienione .  W tej ży ciowej igraszce przynajmniej one mają szansę być stosunkowo stałe. A portretowany? Oczywiście trzyma s...