Als ick kann
Portret mężczyzny w czerwonym turbanie. Wynurza się z czerni w National Museum w Londynie. Skupiony, poważny, o zamglonym oku. Popisowa partia van Eycka, malarza z książęcego dworu. Przeciwieństwa zmaterializowane. Pan Każdy. Jedyny w swoim rodzaju. Wyjęty z nicości uważnym dotknięciem pędzla swojego mistrza. Tak nierealny i realny jednocześnie. Przekorny język, który każe nazywać jego autora prymitywem flamandzkim. Ten turban mógłby spokojnie być probierzem stylów. Wyobrażam sobie jak wyglądałby w wersji barokowej. Jak w manieryzmie. Ten tu, u Jana van Eycka jest jak splątany nadmiar tkaniny z perizonium z Chrystusa Wita Stwosza. Ten, którego kamienny ciężar zdematerializował wiatr i otuliło wypełnione kadzidłami powietrze krakowskiej bazyliki. Ze świętych czasów przed grawitacją. A twarz? Dużo tu takich, na terenie Belgii. Flamand o uważnych oczach, pod ciężką, bladą powieką. Na siatkę zmarszczek, które umiejscawiają go gdzieś około 60-tki- czyli wówczas n...