Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2017

Als ick kann

Obraz
Portret mężczyzny w czerwonym turbanie. Wynurza się z czerni w National Museum w Londynie. Skupiony, poważny, o zamglonym oku. Popisowa partia van Eycka, malarza z książęcego dworu. Przeciwieństwa zmaterializowane. Pan Każdy. Jedyny w swoim rodzaju. Wyjęty z nicości uważnym dotknięciem pędzla swojego mistrza. Tak nierealny i realny jednocześnie. Przekorny język, który każe nazywać jego autora prymitywem flamandzkim. Ten turban mógłby spokojnie być probierzem stylów. Wyobrażam sobie jak wyglądałby w wersji barokowej. Jak w manieryzmie. Ten tu, u Jana van Eycka jest jak splątany nadmiar tkaniny z perizonium z Chrystusa Wita Stwosza.  Ten, którego kamienny ciężar zdematerializował wiatr i otuliło wypełnione kadzidłami powietrze krakowskiej bazyliki. Ze świętych czasów przed grawitacją. A twarz? Dużo tu takich, na terenie Belgii. Flamand o uważnych oczach, pod ciężką, bladą powieką. Na siatkę zmarszczek, które umiejscawiają go gdzieś około 60-tki- czyli wówczas n...

Więzień nr 18729

Obraz
Wydaje się dziś, że doświadczenie II Wojny Światowej jest odległe. Dla mnie zamykało się w książkach historycznych, w filmach. W dokumentach. Pamiętam jednak, jak zmieniła się moja perspektywa, gdy zobaczyłam wytatuowany numer na przedramieniu Józefa Szajny. Miałam zaszczyt Go znać i wielokrotnie rozmawiać. To najważniejsze rozmowy w moim życiu. Wszystko stało się od razu konkretne, wielowymiarowe, namacalne. Bardzo bolesne. Józef Szajna- człowiek, który stał się numerem 18729. Józef Szajna jako kilkunastoletni chłopiec za działalność konspiracyjną został więźniem Auschwitz i Buchenwaldu. To w obozie powstały jego pierwsze prace, do dziś zachowane w tamtejszym muzeum. Adorno twierdził, że po Auschwitz nie ma prawa powstawać poezja. Sam zrezygnował z komponowania muzyki. Człowiek w czasach marnych udowodnił, jakim jest stworzeniem. Jak cienka jest granica między kulturą a barbarzyństwem. Szajna myślał inaczej niż Adorno. Miał ku temu podstawy. On, który spał na więzien...

Blichtr w obliczu ostateczności - sarmackie portrety trumienne

Obraz
Nie znam wielu portretów, które oddawałby lepiej tak żywą postać. Delikatny róż na policzkach. Blask w oczach. Lekki uśmiech. Ta kobieta z obrazu po prostu promieniuje jakimś światłem. Tymczasem to wizerunek bardzo mroczny. Namalowany na kawałku blachy o charakterystycznym kształcie. To forma mówi o funkcji obrazu, który na czas uroczystości pogrzebowych mocowano do lica trumny. Takich portretów trumiennych malowano w Rzeczpospolitej w XVII i XVIII wieku dziesiątki. I są one jednym ze świadectw wyjątkowości polskiej kultury. Myślę, że jest w nich cała sarmacka złożoność. A może nawet ponadczasowa złożoność polskiej duszy: ulepionej na skraju dwóch światów. W kulturowym tyglu, na tym równinnym plastrze ziemi między Wschodem i Zachodem. Współcześnie, gdy ktoś odchodzi, gdy jest to osoba znana, fotoedytorzy zmieniają kolorowe zdjęcia na czarno-białe. Ze strefy realistycznej przechodzimy w monochromatyczną strefę, gdzie już nie ma życia. Tak wyznaczana jest granica śmierci w naszy...

Moje Delft

Obraz
Poniedziałki zazwyczaj uderzają w człowieka listą imperatywów. Kalendarz zaczyna skrzypieć, w głowie kłębią się zadania. Telefon dzwoni, świat wzywa.  Taki jest mój poniedziałek. Pozornie spokojnie, w wielkomiejskiej orbicie, w centrum stolicy Europy Środkowo- Wschodniej. A mi przyszło planować kolejną podróż. Krótką, ale dość daleką, intensywną i pracowitą. W ciągu najbliższych dni zobaczę cztery, może pięć miast. Każde o randze metropolii. O nazwie magicznej, której każda zgłoska mieści w sobie historię, ludzi, budynki. Wszystko nieobjęte. Inspirujące. Ciekawe. Oczywiście, cieszę się.  Ale także zastanawiam: co ze mną z tych miast pozostanie? Może nic, bo niewzruszony zegar sprawi, że pewne wrażenia zostaną zawieszone w powietrzu, zatrzaśnięte w tej chwili, gdy migną mi w oczach. Nie opadną na ziemię, nie spadnie na nie deszcz, nie przykryje ich kurz, nie wypuszczą korzeni, by potem życiodajnie wzrastać. Udręki człowieka współczesnego. Spiesznego. Pędzącego....

Śmierć Marata Jacques-Louis Davida

Obraz
Kilka dni temu, przeglądając jakiś album, zatrzymałam się na tym obrazie. Oczywiście znałam go i (odrobinę) pamiętałam z lekcji historii. Zawsze robił na mnie duże wrażenie. Uświadomiłam sobie jednak, że mimo, że oglądałam go tu, w Belgii, w Królewskich Muzeach Sztuki w Brukseli, to nigdy do końca z Brukselą go nie łączyłam. A także, że patrzyłam na niego dokładnie tak jak chciał tego autor. Zasadniczo - to wspaniała rzecz, taka zgodność twórcy i odbiorcy. Tym razem jednak w wersji Davida stawką jest historyczna prawda. Niekoniecznie w pełni oddana.   "Smierć Marata" Jacques Louis Davida wystawiona jest w północnej galerii sztuki dawnej. Można dotrzeć do tego obrazu po zobaczeniu już wszystkich Boschów, Bruegli, Rubensów. To niespodziewanie duże płótno. Obraz jest dość matowy w porównaniu do wersji z reprodukcji. W sali, gdzie jest eksponowany ma niewątpliwie status arcydzieła. I jest arcydziełem. Kiedy myślę o tym muzeum, nie jest dla mnie nigdy pustą prz...

Krajobraz z miłosiernym Samarytaninem. Kolekcja Czartoryskich.

Obraz
Izabela Czartoryska uskarżała się dwieście lat temu, że obraz jest "taki sobie", bo nie jest to jeden z tak typowych dla artysty portretów. Faktycznie, to jeden z zaledwie sześciu, może siedmiu olejnych pejzaży Rembrandta. Ale powód do narzekań stał się zaletą obrazu. Przyznaję, że także dla mnie ten obraz nie był długo zbyt fascynujący. Znałam go najpierw z reprodukcji. Ten krajobraz był - w sumie podobnie sam Rembrandt- odległy, skrywany za spiżowym wizerunkiem genialnego malarza. Pamiętam zajęcia z historii sztuki, gdy siedzieliśmy na drewnianej, błyszczącej podłodze w muzeum Czartoryskich, wysłuchując wykładu o obrazie. Próbowałam wówczas chwycić się każdego detalu, zapamiętać szczegóły, żeby ten Rembrandt zapadł mi w głowę i w serce. Tak się wówczas nie stało, choć mówiono do mnie mądrze i przekonująco. A może takie obrazy muszą po prostu niekiedy poczekać? Może w końcu dopuszczą nas do swojej głębi, przeszyją jak łuna światła przez uchylone drzwi. Zafascynu...