Ogrody Moneta
Przełom lipca i sierpnia. Dni rozpięte między upalnymi popołudniami i burzowymi wieczorami. Pachnące ziołami. Lato, pełnia lata. Myślę o ogrodach. Takich, jak ten Moneta, w Giverny. Ogród, który wypełnia każdy kadr obrazu, fotografii. Wypełniony pnączami, lianami, nenufarami. Ogrodowy "horror vacui". Tak określano barokową skłonność do wypełniania całej przestrzeni, ze ścisłym nagromadzeniem efektów. Ogrody działają chyba właśnie według tej zasady. Przestrzeń musi być wypełniona. W każdym fragmencie wolnej ziemi plasuje się jakieś nasionko i już po chwili wychyla spod ziemi i pnie w górę, naturalnie, bez wahania. Cieciorki, goździeńce, kąkole. Koniczyny, mlecze i maki. Ostróżki i rumianki. Osty i pokrzywy. Roślinna armia, zielona legia cudzoziemska. Przez zasiedzenie legalizują swój pobyt. Cierpliwie się rozrastają, powoli anektują przestrzeń. Rosną dniami i nocami. Niepostrzeżenie. Cicho. Sprawuję nad nimi dyskretną pieczę. Obserwuję. Analizuję. Podziwi...