Posty

Wyświetlanie postów z maj, 2012

Podróż do Lucchi- Giuseppe del Debbio

Obraz
W naszej galerii w Brukseli stoi niewielka rzeźba.  Brąz, akt stojącej dziewczyny. 15 kg heroicznie przewiezione przeze mnie samolotem. Sygnowana przez Giuseppe del Debbio,  jednego z moich ulubionych rzeźbiarzy współczesnych. Artystę poznałam kilka lat temu, przy okazji współorganizowanej wystawy Florencka Plejada.  Spotkanie z rodziną Giuseppe del Debbio miałam niespodziewane. Zadzwoniłam o poranku, z informacją, że jestem w Toskanii. Po południu już siedzieliśmy razem przy stole, z cudowną rodziną, w nieziemskim otoczeniu gajów oliwnych, na zboczach gól luccheńskich. W zagłębiu piękna. Dom i pracownia Bebbe del Debbio jest jak ze snów. Trzeba wspinać się pod górę, aż do kamiennego domu z legendarnym biforium. Budynki  wyrastają prosto z ziemi, pośród szpalerów cyprysów. Z okien, tuż  obok widać XI wieczny kościół. Jego proboszcz podobno gorszył się na widok rzeźby w brązie, przeciągającej się dziewczyny w akcie, stojącej w ogrodzie rzeźbiar...

Florencja

Obraz
Florencja. Są takie miejsca, po odwiedzeniu których trzeba chwilę okrzepnąć. Odetchnąć od tego cudownego przepychu, nadmiaru tego, co piękne, doskonałe. Po raz pierwszy, dwa tygodnie temu we Florencji, doświadczyłam syndromu Stendhala. Między salą z Botticellim, a pokojem Leonarda. Zawroty głowy, dziwne osłabienie. Myślałam, że to tylko legenda, licencia poetica fantazjujących przewodników, a tu- definicyjny syndrom Stendhala. Dopada mnie, przyzwyczajoną do oglądania obrazów. Chwilę wytchnienia znalazłam naprzeciw Tryptyku Portinarich Hugo van der Goesa. Na malarzy Północy zawsze można liczyć, znaleźć dosłownie chwilę ochłody, po gorączce oglądania obrazów mistrzów włoskich. Przez pięć nocy po powrocie śniły mi się florenckie ulice, mosty, obrazy. Nie spodziewałam się tego po sobie. Podświadomość zrobiła mi niespodziankę. Pierwszej nocy chodziłam po nieistniejących florenckich mostach. Innej oglądałam nieistniejące freski Fra Angelico. Ostatniej wąskimi schodami, bez z...

Planete + Doc - filmy konkursowe

Obraz
Trwa festiwal Planete + Doc. Przez ostatnie dni od świtu do nocy oglądam filmy. Czasem świetne, często bardzo dobre, od czasu do czasu po prostu dobre.  Poniżej- lista wszystkich filmów konkursowych, do jutra wszystkie zostaną opatrzone krótkimi notkami i oceną.  Wodne dzieci (Water Children), reż. Aliona van der Horst, Holandia,2011 Film trochę jak haiku. Bardzo oszczędny. Dotyka tabu. Odnosi do spraw bardzo intymnych- kobiecego cyklu płodności, po to by potem poprowadzić do trudnych spraw utraty dziecka. Porusza kwestię rytuałów, symboli, sił natury. Szuka dla tego wszystkiego obrazowej metafory. Piękne zdjęcia, inspirujące obrazy, wyjątkowa muzyka. Ale ogólnie jest to film raczej dla niszowej publiczności.   *** Ambasador (Ambassador, The), reż. Mads Brügger, Dania, 2011 Znakomity film. To historia fikcyjnego konsula na kupionych papierach, próbującego wejść w niebezpieczny świat handlu diamentami w Republice Afryki Centralnej. Filmowe ją...

Planete + Doc

Obraz
W tym miejscu dziś, jutro, pojutrze pojawiać się będą krótkie recenzje filmów, które mam okazję oglądać w ramach Planete + Doc Festiwal. Otrzymałam trudne i wymagające zadanie konkursowej oceny filmów. Dotąd widziałam ich kilka. I zdążyłam się upewnić, że jak co roku Planete + Doc Festiwal jest świetnym przeglądem nie tylko filmów, ale...całego świata. To prawdziwa podróż, i to jaka... Na planetę buntu i godzenia się z losem, niesprawiedliwości, bólu. Tracenia i odzyskiwania własnej godności. Tam, gdzie współistnieje 1000 sposobów na własne życie i wszystko jest takie wielowymiarowe. Kryminaliści realizują marzenia, prostytutki szukają olśnienia w nocnych klubach, a gangsterzy miłości w czerwonych dzielnicach. Taka ta nasza planeta. Dziwna. Planeta ślepców- wiedzących czego szukają, wciąż o to potykających się, a nigdy tego nie zauważającym. Planeta współczesnych niewolników- nie posiadających mocy, żeby zmienić swój los. Planeta śmierci. Planeta pieniądza. Planeta m...

Dawid Michała Anioła

Obraz
Jestem w samolocie. Oddala się ode mnie Florencja, przybliża Bruksela i zaraz Warszawa. Ale Dawida mam, jak ktoś powiedział – „pod powiekami”. I niech tam zostanie.  Jestem lekko onieśmielona tym, co o Michale Aniele powiedziano przez pięć stuleci. Wybaczcie, zwłaszcza wszyscy michelangeliści... Bo z drugiej strony chcę zrozumieć. Chcę wniknąć w tę duszę, którą Michał Anioł tchnął w kawałek karraryjskiego marmuru. Zmierzyć się z arcydziełem, które jest jak centrum artystycznego wszechświata. 1000000 Dawidów We Florencji  jest ich kilku. Plus kilka milionów różnych mas plastycznych, produktu ChRL, z fabryk podflorenckiego Prato, na każdy budżet, nie na każdą estetykę.  Małe dziwne figurki ulepione z jakiejś modeliny. Mrowie Dawidów, gwałt dokonany przez turystyczny rynek na arcydziele. Ale we Florencji ważne są tylko dwa spotkania z Dawidem. To jedno na Piazza della Signoria, gdzie znalazł się według zamysłów republikańskich zarządcó...

Piza

Obraz
Piza. Wylądowałam późną nocą. Lot miał opóźniony start. Trzy razy nas liczono, bo było o jedną osobę za dużo. Wszyscy siedzieliśmy struchlali, z biletami, z kartami pokładowymi, legalnie, ale lekko zagrożeni tą nadliczbą. Kalkulowano, rachowano, analizowano, a i tak po dłuższym czasie problem rozwiązał się sam. Nieporozumienie, techniczna pomyłka. W samolocie prawie sami Pizańczycy. Nic typowego w ich twarzach. Miasto prawie portowe, może dlatego. We Florencji wszyscy od pokoleń trwają w swojej niecce, nabierają rysów, są typowi i wyciosani jak Grek z wyspy. A tu Pizańczycy, którzy podbijali morzami ćwierć Europy, miksowali swoje geny, nurzali się w europejskim tyglu. Przynajmniej przez historyczną chwilę, mniej więcej wtedy, gdy miasto święciło architektoniczne triumfy, a Pizańscy rycerze uczestniczyli we wszystkich krucjatach świata. Kamieniarze i murarze budowali kościoły, rzeźbiarze ambony, rzadziej malarze freski. Wieczór dość chłodny, ale powietrze tu jest już ta...