Złoty Kraków
Spędziłam chwilę w Krakowie. Pociąg, którym jechałam z Warszawy najpierw pędził po równinie, potem od połowy trasy brnął powoli, po galicyjsku- spóźniał się w nieskończoność. Za oknem pejzaż, gęstniejący, wypełniający się zielonymi wzgórzami. Późnym popołudniem dotarłam do Krakowa. Wyjście z dworca w wielojęzycznym tłumie prowadzi najpierw wzdłuż stall rozstawionych przez bukinistów. Potem marmury centrum handlowego (buty, torebki, ubrania!), esplanada przed dworcem, lśniąca kostka, metaliczny, światowy połysk hotelu andel`s... Ale dalej pojawia się znów Kraków, który znam lepiej i lubię bardziej- po prawej Hotel Polonia, który został jak ostoja niezmienionego miasta, dumnie wypina swoją fasadę łuszczących się tynków. To gdzieś tam dalej, w tym kierunku można zaglądać przez ciężkie bramy do korytarzy kamienic i szukać galicyjskich reliktów. Jak ten mój ulubiony napis z jednej z kamienic, chyba przy ulicy Pawiej: " służbie uprasza się wchodzić tylnemi...