28 paź 2018

Edward Dwurnik. Wielki polski Artysta.



Jedne z ostatnich obrazów Edwarda Dwurnika, to cykl prac czarno- białych. Radykalnie ograniczając paletę, tak jakby redukował w nim wrodzoną pasję życia. Swoją energię i witalność, która przekładała się przez całe życie na pasję tworzenia.

Dziś ta paleta kładzie się kirem na dziele Artysty. Zamyka jego pracowite życie.

Odchodzi Artysta w pełni swoich sił twórczych. 

Wiadomo było o ciężkiej chorobie, z którą walczył bardzo dzielnie.

Nie narzekał. Nie poddawał się. Żył i tworzył, bez przerwy.

Edward Dwurnik miał ogromną charyzmę. To w części tłumaczy także fenomen jego twórczości. Wielu go uwielbiało. Niektórzy krytykowali. On - był konsekwentny, ale i przewrotny. Powagę zmieniał w żart, a w tematach pozornie lekkich przemycał sprawy wielkiej wagi.

Wspaniale było spotykać Artystę. Rozmawiać. Mieć poczucie, że chociaż rozmowy te dotyczyły spraw zawodowych, w ich tle było znacznie szersze porozumienie, myślenie o malarstwie. Ale także niekiedy o życiu, chorobach, przemijaniu.

Moja Mama Katarzyna Napiórkowska wystawiała w Galerii prace Edwarda Dwurnika od lat 70-tych. Te lata przekładały się na przyjaźń, na podobne patrzenie na sprawy sztuki. Gdy z trójkę z moją mamą i siostrą Magdą współpracowałyśmy z Edwardem, cudownie było być nazywanymi przez Niego Kasią, Madzią i Justynką.

***

O malarstwie Dwurnika napisano wiele. Od debiutu malarz stworzył kilkanaście cykli, w których ujęte są obrazy i gwasze. Jako jeden z nielicznych, jeszcze zza żelaznej kurtyny zdobył uznanie na świecie, między innymi na wystawie Documenta w Kassel.

Nie oczekiwał na wenę, ale pracował: próbował dogonić moment, sytuację, temat. Był niestrudzony. Niestrudzony!

Imponowało mi Jego odniesienie do Nikifora. Jako młody malarz z wykształceniem akademickim zachwycił się twórczością artysty "naiwnego"- jego szczerością, poczuciem barw, malarską formą.

Już to odniesienie sprawiło, że Dwurnik był malarzem awangardowym. Odważnym. Autentycznym i wiernym sobie.

Sam autor wspominał w różnych wywiadach znaczące dla jego sztuki momenty.

W 1967 roku odbyła się głośna  wystawa Nikifora w warszawskiej Zachęcie. Po raz pierwszy w galerii  narodowej pokazano artystę naiwnego, krynickiego samouka, w którym dostrzeżono geniusza. Rok później – nastąpiła seria przewrotów: praska i paryska wiosna, polski marzec. Dwurnik właśnie wtedy poszukiwał swojej drogi twórczej, swojego języka, sposobu na przeniesienie do rzeczywistości trwałej (utrwalonej), tego co widział, czego doświadczał.

Ukształtował się zatem gdzieś pomiędzy studiami na Akademii i poza nią. Młody, zbuntowany Dwurnik zafascynował się Nikiforem, tak odcinającym się od tego co się wówczas w malarstwie działo. Nikifor był trochę jakby autystycznie zanurzony w swoim świecie. Nieczuły na mody, nieulegający wpływom, niezmienny. Co z tego wyniósł Dwurnik, wówczas debiutujący malarz? Świadomość, która odtąd miała zaciążyć na jego twórczości. Dwurnik, młody absolwent ASP stał się już wówczas malarzem świadomym swoich celów, określonym i wyrazistym.

***

Zapatrzenie w Nikifora okazało się trwałe. W jego autentyczność, syntetyczność. W naiwność, która oznaczała de facto jakąś klarowność i rzeczowość.

Była w tym jakaś wiara we wspólnotę sztuki. Ta sama wiara we wspólną tożsamość sztuki ukazywała się w podjęciu idei Pollocka.

Z pewnością Dwurnika ukształtowała  forma wypracowana przez Nikifora. Umiejętność syntezy, do której zdolny był naiwny malarz pozostający przez całe życie na progu własnego dzieciństwa. To, co u Nikifora najwybitniejsze, było całkowicie samodzielne, nie wyuczone, ale intuicyjne. Kolor, który tak czuć mogli mistrzowie weneccy i wielcy polscy koloryści, poddał się panowaniu krynickiego samouka. To musiało zachwycić Dwurnika; spotkanie Nikifora było jakby dotknięciem autentyczności. Istoty rzeczy.

Dwurnik był malarzem poważnym. Jak mówiono - uprawiał publicystkę malarską. To niezwykłe, że robił to zawsze wykorzystując ogromną skalę swojego talentu. Jego status można porównywać z Breughlem, na pierwszy rzut oka malarzem przystępnym, ale niebywale uważnym i skupionym w patrzeniu i reagowaniu na świat.

Stworzył wybitną serię "Sportowców", dokumentował codzienność robotników, polskie realia czasów przemian.  W obrazach  „Pollockowskich”, gdzie jak amerykański malarz wylewał farbę na leżące płótno, ofiarował sobie chwile wytchnienia od rygoru obrazów miast.

Uwalniał "oczy", oddając płótno władaniu przypadku.

A potem znów wracał do swoich najbardziej rozpoznawalnych tematów, cierpliwie i wielokrotnie malując Warszawę, Kraków, Poznań.

I tulipany, setki tulipanów, pojedynczych i w szeregach. Ale także ludzi- czasem - właściwie najczęściej- z nutą prowokacji. Zwierzęta- z mrugnięciem okiem.

Powstające w ostatnich latach obrazy czarno-białe zdawały się jakby wygaszać tę pasję, tę gorączkę tematów, ten malarski wigor.

Podziwiałam Jego siłę i charyzmę, za którą skrywał się Człowiek bardzo wrażliwy.


Edwardzie, będzie nam Ciebie bardzo brakowało.



Justyna Napiórkowska

1 komentarz:

  1. Uwielbiam jego twórczość. Polecam też zajrzeć do V.A Gallery Poland, posiadają świetne wystawy :)

    OdpowiedzUsuń