16 lip 2019

Ołtarz z Lusiny



Znam uczucie, gdy nowa kupiona lub wypożyczona książka okazywała się mieć wadę.
Brakowało po prostu kilku stron. Względnie błąd w druku sprawiał, że pewien fragment był powtórzony. Pamiętam takie książki. Niezależnie o czym były, niesione przez nie opowieści osmagane odtąd były rozczarowaniem i żalem. Niewielkim.
Dziś chcę napisać o stracie nieporównanie bardziej dotkliwej.

Ze sceny centralnej ołtarza z Lusiny została nam tylko fotografia. Przechowuje ją Polska Akademia Umiejętności w Krakowie. W tamtejszym oddziale Muzeum Narodowego w pałacu Erazma Ciołka można natomiast zobaczyć pary skrzydeł.

Ołtarz z Lusiny miał ich dwie- zewnętrzne i wewnętrzne- malowane i rzeźbione.
Otwierał się jak księga, o grubych (lipowych?) "kartach".

Trudno dziś skupić się na pięknie pozostałych w krakowskim muzeum części. Gdy nia nie patrzę, budzi się we mnie tęsknota pedanta za pełnym porządkiem. Niech wszystko będzie na swoim miejscu. Niech zapanuje pełność! Zupełność! Kompletność!

Tymczasem - brak centralnej sceny.

Notatka na stronie strat wojennych jest krótka. Części ołtarza zaginęły chyba w 1944 roku.
W roku rozsypujących się ścian kościołów, budynków grzebiących swoich mieszkańców i spalonych bibliotek, których czarny pył długo unosił się nad krajem.

Losy dzieł sztuki mogły być podobne. Kłamstwem jest, że manuskrypty nie płoną. Spłonie wszystko, w zależności od tego jak bardzo złe są siły, które podsycają ogień. Mówię to jako mieszkaniec miasta, którego ziemię zaimpregnowała mieszanina pyłu i krwi- z roztrzaskanej przeszłości i z rozpłatanych młodych ciał. Ta historia długo tu pozostaje obecna.

Ostatnio odwiedziłam krakowskie muzeum i przypomniałam sobie los ołtarza z Lusiny, podobny do losu wielu, wielu dzieł - zniszczonych czy zagrabionych łupów albo przypadkowych zdobyczy.

Dziś pozostaje z niego właściwie rama. Piękna, bogata, złożona przecież z malarskich i rzeźbiarskich "okiennic", ale cóż, jeśli brak najważniejszej sceny, w której przeglądają się wszystkie motywy z pozostałych kwater. Przecież średniowieczne ołtarze były teatrem, który miał wieść wiernych ku temu co najważniejsze. Do sceny ukrytej za firanami narracyjnych kwater.

Jutro, może pojutrze napiszę trochę więcej, dziś krótko, ta publikacja, posiłkowana nadzieją, że kiedyś ołtarz z Lusiny rozbłyśnie znowu pełnią kunsztu bliskiego Stwoszowi warsztatu...


Justyna Napiórkowska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz