7 mar 2012

Malarka. Krótka historia Artemizji Gentileschi


Gdyby powstała historia sztuki dotycząca tylko kobiet, to te malarskie dzieje świata zaczęłyby się najpewniej dopiero w XVI wieku! Czy to dziwi? Przecież jeszcze na początku XX stulecia Zofia Stryjeńska przebierała się za mężczyznę, żeby dostać się na Akademię Sztuk Pięknych!

Pierwsze malarki - to te, które w pracowniach swoich ojców i mężów gruntowały płótna, ścierały pigmenty, mieszały farby. Albo jeszcze częściej -po prostu- pozowały. Niekiedy dopuszczane pewnie do sztalug, pędzlem z miękkiego włosia poprawiały tu czy tam powstający obraz. Dodając krztynę swojej wrażliwości do warsztatu mistrzów.

Na kartach historii sztuki można znaleźć zaledwie kilka wczesnych śladów kobiecej obecności w malarstwie. Na przykład Marietty Robusti, pierworodnej córki Tintoretta, pracującej w atelier ojca przez kilkanaście lat. Tak zdolnej, że zaproszonej na dwór hiszpańskiego króla. Marietta nie dotarła jednak do Madrytu; ojciec nie zgodził się na niebezpieczną podróż. W Hiszpanii oficialną portrecistką królewską została inna Włoszka- Sofonisba Anguissola. Ta, której "Gra w szachy" znajduje się w zbiorach polskich, w Muzeum Narodowym w Poznaniu.  W europejskitournée kobiet wyróżniła się jeszcze Levina Teerline, autorka portretów angielskich monarchów.


Patronką wszystkich malarek została jednak najbarwniejsza kobieca postać nowożytnego malarstwa. Artemizja Gentileschi, córka Orazia.
Więcej glorii jest chyba jednak w legendzie o tych pierwszych malarkach, niż w ich codzienności. Tak jak w przypadku wielkiej Artemizji.

Piękna i zdolna pracowała jako modelka i pomocnik w rzymskiej pracowni ojca,Orazia Gentileschi. Pochwały za jej dotknięcia pędzla zbierał firmujący warsztat Orazio. Tak przez kilkanaście lat.
A ona- w cichej pracy, przy obserwacji swoich mistrzów (choćby Caravaggia, ale i Rafaela, którego prace dokładnie studiowała) zdobywała prawo do malarskiej samodzielności. Do własnych płócien i własnego nazwiska. Przechodząc przy tym przez chwile okrucieństwa i poniżenia- gdy spotkały ją bardzo oględnie mówiąc niechciane zaloty malarza i nauczyciela, Agostina Tassi. Większość jej ówczesnych kobiet pewnie zgodziłoby się na proponowany przez Tassiego ślub, żeby sprawę rozwiązać polubownie. Ale nie Artemizja. Nie kobieta, która później kilkakrotnie malowała nieprzypadkową scenę z motywem biblijnej Judyty.



Rzecz nieoczywista. Artemizja wraz z ojcem wyzwała swojego oprawcę na sądową batalię. Trudną, pewnie równie bolesną jak jej przyczyna. Rzymianie musieli być ciekawi wyników procesu z 1611. Dla sprawdzenia prawdomówności Artemizję torturowano. Poniżano i szkalowano.

Nie dowiedzielibyśmy się jednak o tym, gdyby nie to, że była nie tylko piękna i mądra, ale też silna i zdeterminowana. Tassiego wygnano z miasta. A Artemizja kilka lat później została pierwszą malarką ze studiami we florenckiej Accademii w swoim curriculum.

Świadectwo urody Artemizji można znaleźć na obrazie Orazia, w "Grającej na lutni". To córka mu pozowała. A świadectwo jej determinacji i charakteru? Na obrazie z Judytą i Holofernesem! ;)

Reprodukcje:
1. Grająca na lutni, Orazio Gentileschi
2. Sofinisba Anguissola, Gra w szachy, Muzeum Narodowe w Poznaniu
2. Judyta i Holofernes, Artemizja Gentileschi, wersja z Museo di Capodimonte ( jedna z kilku istniejących)


Justyna Napiórkowska
Autorka zwycięskiego Bloga Roku 2010 w dziedzinie kultury.
www.osztuce.blogspot.com

9 komentarzy:

  1. idealnie na Dzień Kobiet:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. ...choć obraz z Judytą prawdziwie okrutny,ale zgodny z duchem czasów i wpływami z Caravaggia :)

      Usuń
  3. Historia warta opowiedzenia:)))

    OdpowiedzUsuń
  4. interesuje mnie temat funkcjonowania artystek w społeczeństwie swoich czasów, zaczęło się od Camille Claudel, której historia mnie bardzo poruszyła. Niedawno kupiłam książkę Alexandry Lapierre o Artemizji właśnie. Bardzo ciekawy temat :).

    OdpowiedzUsuń
  5. Tassi był żonaty, jego propozycja małżeństwa była oszustwem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale podobno miał kilku zaprzyjaźnionych kardynałów...O tempora,o mores...:)
      Na marginesie- we Włoszech własnie wydano świetną biografię rodziny Tintoretta, autorstwa Melanii Mazzucco- 1000 stron (nie dowiozę jej chyba do Polski...): kilka pokoleń, a autorka jest laureatką Premio Strega, jednej z najważniejszych nagród literackich.

      Usuń
  6. Fascynująca historia! - dzięki za jej opowiedzenie.
    Wspaniała Strona i cały Blog.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń