5 lut 2011

List z Kazimierza, notatki z podróży

Jadę do mojego Kazimierza nad Wisłą. Zawłaszczam to miasto, to tu osiemdziesiąt lat temu wówczas chłopiec, a trochę później kawaleryjsko-przystojny młodzieniec przypłynął Wisłę wpław, z Janowca. W okolicy, razem z kolegami wrzucał kaczki do studni, a potem wszyscy -  ile tchu - biegli nad rzekę, żeby zobaczyć jak wypływały spod wody jakimś tajemnym kanałem. Taką historię znam z rodzinnych opowiadań.  Wyobrażacie sobie takie rozbawione dzieci, biegające po skarpie wiślanej wśród okrzyków i śmiechów? Wśród nich był  mój dziadek, ze swoimi braćmi :-). Ci chłopcy, lata później,  po wojnie,  wznosili Warszawę z gruzów.

Mój Kazimierz zaczyna się tam, gdzie dla  niektórych Kazimierz się kończy.


Miasto wysokich attyk i grubych stiuków ze sklepień fary.
Miasto niezależnych psów wędrujących przez rynek i apodyktycznych kotów wylegujących się wśród rozstawionych szeroko okiennic. Niedługo zakwitną tutaj kaskady pelargonii.
Miasto porośniętych dzikim winem domostw.
Miasto miłości - skrytej, legendarnej,  między piękną Esterą i królem Kazimierzem.

Miasto u stóp wzgórz,  posadowione wśród malowniczych  wąwozów, w  niecce winorośli i pasiek.

Kolonia artystyczna , przyciągająca niegdyś wybitnych artystów malarzy. Był tu Gierymski, Pankiewicz, Pruszkowski, Ślewiński, Eibisch...Malarskie bractwo, które ściągnęło tutaj  przywołane artystowską atmosferą, malowniczymi widokami i historią w każdym wapiennym kamieniu.

Ludzie sztuki podążali tu za śladem świetności złotych lat handlu żytem i pszenicą , gdy port kazimierski wypełniony był gwarem handlarzy zbożem i spekulantów, a pod ścianą wzgórz wyrastały wdzięczne  jak haftowane serwety spichlerze. Renesans i manieryzm przynosili tu we własnej wiedzy włoscy rzemieślnicy, Komaskowie, budowniczowie znad jeziora Como. Nadobni mieszkańcy, Przybyłowie wznosili przy rynku dumnie wyrastające w niebo kamienice na część swoich świętych patronów, Krzysztofa i Mikołaja. Dzisiaj z tych fasad można odczytywać nieco zapomnianą ikonografię. Święty Krzysztof ( z greki -  Christo-pheros - niosący Chrystusa) wyrzeźbiony na jednym z budynków przekracza strumyk pełen raków i ryb z maleńkim Chrystusem usadzonym na ramieniu. Po drugiej stronie Wisły, na wysokości flisackiego Męćmierza  błyszczał bielą wapiennych skał zamek w Janowcu, a w kościele farnym wielki Santi Gucci rzeźbił nagrobki właścicieli miasta, Firlejów.. A propos Andrzej Firlej ufundował miasto z pożyczki udzielonej mu przez Jana Kochanowskiego...
Ach, cóż za czasy, gdy poeci udzielali pożyczek inwestorom ;-)!!!

Dziś jeszcze Kazimierz żyje aurą tamtych obecności.


To jest właśnie mój Kazimierz.

Może poczytam "Notatki włoskie" Marii Kuncewiczowej? A może "Samuela Zborowskiego" Jarosława Marka Rymkiewicza? Do usłyszenia w przyszłym tygodniu!



Podoba się Państwu ten blog? Jeśli tak- to proszę o oddanie głosu w konkursie na Blog Roku przez wysłanie SMS-o treści E00118 na numer 7122 . Koszt sms-a to 1,23 zł, a dochód zostanie przekazany na organizację turnusów rehabilitacyjnych dla dzieci niepełnosprawnych.
Justyna Napiórkowska
Autorka Blogu Roku w dziedzinie Kultury
www.osztuce.blogspot.com
Udostępnij
Więcej sztuki? Zapraszam na blog : www.napiorkowska.blogspot.com Justyna Napiórkowska www.osztuce.blogspot.com

4 komentarze:

  1. Też bym tak chciał...pisać listy tak jak Ty
    Jack

    OdpowiedzUsuń
  2. aaanka

    Lubię Kazimierz Dolny...Ma taką niezwykłą atmosferę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Są miejsca, które mają niewytłumaczalną moc. Pont Aven, Florencja, Paryż, Kraków, Arles, Kazimierz Dolny, toutes proportions gardées ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękny jest Kazimierz, tak jak piszesz... Byłam tam i się zakochałam...w Kazimierzu...
    Basia M.

    OdpowiedzUsuń