Niekiedy także odczytujemy dzieła sztuki zupełnie inaczej. Wyruszamy z tego samego skrzyżowania, ale w zupełnie innych kierunkach. W tym tkwi także potęga sztuki.
Ja niestety mam tendencję o tym zapominać. Pędzę czasem między obrazami jak panczenista, nie bacząc, że lód nie dość że śliski, to może jeszcze być cienki.
Niekiedy jednak coś podważa spokój i pewność, z którą zaczynam patrzeć na arcydzieła. Lubię takie momenty. Na przykład, gdy za jakąś sprawą uświadomimy sobie, że inni widzą je zupełnie inaczej. Gdy inni dostrzegają w obrazach to, czego ja nie potrafiłam zobaczyć.
Właśnie tak mi się zdarzyło wczoraj. To zawsze cenne.
Chodziło m.in. o obrazy Caravaggia z Galerii Borghese. Przeczytałam krótki tekst, w którym obrazy objawiły się jako opowieść o zupełnie czym innym, niż to, do czego przywykłam. Pytałam siebie- jak mogłam tego nie widzieć?
Wówczas uporczywie zaczął przypominać mi o sobie inny obraz Caravaggia- z nieodległego Palazzo Barberini. Przedstawia pochylającego się nad stawem Narcyza. Temat jest mi zupełnie obcy, przyznam, że nawet nie znam nikogo, kogo o narcyzm mogłabym posądzać. Narcyz pozostawał dla mnie w domenie mitologii, odległej i nie dotykającej prawdziwego życia.
Najprościej mówiąc, Narcyz był dla mnie po prostu tym zapatrzonym w sobie… Narcyzem.
Jak twierdził Leon Battista Alberti, to Narcyz był wynalazcą malarstwa. Czym jest obraz jeśli nie próbą objęcia środkami sztuki powierzchni wody? - tak twierdził Alberti. Może dlatego motyw Narcyza stał się jedynym mitologicznym wątkiem podjętym dla Caravaggia.
Kiedy zaczęłam naprawdę zastanawiać się nad tym, co opisał Owidiusz, a potem pokazał Caravaggio, pomyślałam jak wielka niesprawiedliwość spotkała Narcyza. Był ofiarą bardzo uproszczonego myślenia. Może także nawyku do zbyt łatwego szafowania sądami.
Stał się patronem egocentryków. Bohaterem kozetek u psychoanalityków. Smutnym prekursorem wszechpotężnej mody na selfie.
Dziś myślę, że był on zupełnie kimś innym. Mam narastające wrażenie, że opowieść o Narcyzie wcale nie dotyczy po prostu jakiegoś trywialnego uwielbienia dla siebie. Zasługującego na surową ocenę zakochania się we własnym wizerunku. Nie chodzi tu bowiem o to, by oburzać się w pierwszym, narzucającym się odczuciu na egocentryzm Narcyza.
Wręcz przeciwnie.
Narcyz stał się tragicznym przykładem błędnego rozpoznania. Ofiara pospiesznej oceny. Epikryza okazała się mylna.
U Caravaggia ten biedny Narcyz jest niemal wrośnięty sam w siebie. Dłonie rzeczywiste i te z odbicia są zespolone. Jego pochylona sylwetka i odbicie w wodzie tworzy zamknięty krąg dotykającej go właśnie klęski.
Zastanawiałam się, czy gdyby na przykład spadł deszcz, czy to by Narcyza uratowało? Wówczas ten niedosięgniony obraz, w który uporczywie i z tęsknotą wpatrywał się w tafli jeziora rozmyłby się pod uderzeniami kropli wody. Czy zorientowałby się, że tak naprawdę jest sam?
Ta fascynacja postacią zobaczoną w zwierciadle wody, własnym odbiciem- była dla Narcyza jak wiadomo karą.
Ale przecież kiedy wpatrywał się w siebie w tafli wody, wierzył, że widzi nie siebie, ale kogoś innego. Pisał o tym Hans Belting. Kiedy dziecku po raz pierwszy pokazujemy lustro- nie wie jeszcze, że widzi siebie. Dla Narcyza spotkanie z własnym odbiciem w tafli wody - jest doświadczeniem siebie jako innego- bez wiedzy, że to on. Nieszczęsny Narcyz został ukarany poprzez pozostanie na tym etapie.
Myślał, biedny, naiwny, że kogoś spotkał w tym ciemnym lesie i dlatego z takim uporem mu się przypatrywał. Zawsze, gdy próbował go dosięgnąć, obraz ten znikał i w jego miejscu pozostawała pofalowana powierzchnia tęsknoty.
Nie był zatem tak zafascynowany sobą, ale właśnie zobaczonym kimś innym. Zmyliła go percepecja.
Potwornie smutny i samotny ten Narcyz. Z pewnością nie był takim egocentrykiem, za jakiego go się zwykło uważać. Nie znał sam siebie, nie znał nawet swojej twarzy.
Wierzył, że patrzy na kogoś innego. Szukał tylko człowieka, kierowany tą cudowną, ludzką ciekawością, która każe nam patrzeć na siebie, rozmawiać, poznawać.
Zamiast tonąć w grzęzawisku selfie.
aktualizacja 19.05.2017
Może szukał siebie w odbiciu jakim jest w rzeczywistości a jakim jest na codzień przymilając się, grając przed jejmość państwem, umizgując się przed pokojówkami-czy jestem ładny czy panna Karolcia może zakochać się we mnie? Faktycznie uproszczenia (bo łatwiej) spłycają duchowość także i tego młodzieńca
OdpowiedzUsuńCiekawe zagadnienie ale nie zgadzam się z przedmówcą. Duchowości nie ma co mieszać do tego wszystkiego ;)
OdpowiedzUsuń