Bergamo Alta, Capella Colleoni
nic z tego. Z opcji zakupów nie skorzystam, bo po wieczornym spacerze w deszczu miasto zdążyło mnie już zafascynować i w tym zafascynowaniu- trzyma. W przekonaniu co do dobrej decyzji utwierdzą mnie jeszcze przypadkowi rozówcy. Potwierdzają, że Bergamo ni ewykorzystuje swojego potencjału. Mogłoby złotą czcionką zostać wpisane na wszystkie możliwe listy dziedzictwa kulturowego.
Bergamo to miasto na dwóch piętrach, z część starego miasta jest na górze, a nowe miasto umościło się w dolinie. Z ułamków zdań z
przewodników wyłania się kilka niespodzianek. Rodzinne miasto Manzù,
rzeźbiarza, którego bardzo lubię. Jedną z jego prac kojarzę z dawną pracą Bałki, pokazywaną na tegorocznym Biennale. Może to przypadek. A może cytat?
Zwiedzanie
wymaga dziś siły woli. Ciągle pada. Właściwie leje, jak z cebra. Do tego
stopnia, że rano nie było widać zatopionego we mgle Bergamo Alta, miasta na
wzgórzu.
Znam
dziesiątki włoskich miast położonych na wzgórzu. Spogląda się na nie z dołu,
jak na niezdobyte twierdze. Ich ściany wpinają się kolorami sieny we włoskie
niebo. U ich stóp: rozrzucone, odosobnione domy na układających się jak miękki
welur zboczach.
Bergamo
jest inne. Średniowieczne górne miasto spada jak obrus ze zboczy wzgórza. Na
górze cudowny, historyczny skansen. Na dole pulsuje bieżące, intensywne życie. Mały
Mediolan. W kawiarniach mimo niedzieli tłumy. Włosi w płaszczach, szalikach,
kapeluszach. Składają swoje parasole, zamawiają swoje espresso. Komentują
pogodę. Ten deszcz, od którego na ulicach pojawiły się błyszczące akweny, a
niebo zaszyło szarością.
Obie
części miasta, górne i dolne, dzisiaj tak niezależne zszyte są w dwóch miejscach kolejką liniową. Jak w zamku błyskawicznym,
suwak przeszywa wzgórze, przebija w pewnym miejscu weneckie mury i wśród
gęstych, zielonych pnączy porastających ściany wspina się do góry. Jakby ktoś chciał zacerować kilkustetletnią przerwę między nimi.
W
dolnym mieście wędrowałam aleją bodaj najwybitniejszego Bergamczyka, który
został Janem XXIII, przynosząc miastu dyskretną chwałę. Miasto
"uśmiechniętego papieża". Kolebka łagodnego kościoła. Za moment, gdy
oficjalnie zostanie świętym tutejsze świątynie zapełnią się nowymi ołtarzami.
Na
światłach zagadał do mnie nieznajomy.
Zagadnięcie było uzasadnione, intencje jak najlepsze. Stoję w deszczu, a on ma
parasol. Oferuje schronienie. Niezobowiązująca rozmowa, po której uprzejmie podziękowałam za propozycję kawy. Uśmiechamy się do siebie na "do
widzenia". Italia. Przebiegam na migającym świetle. Deszcz jakby mniejszy.
Górne
miasto okazuje się jak szkatułka. Historyczne serce, do którego jak w
krwioobiegu trafiają wszyscy przybysze, żeby przejść w górę wąskimi uliczkami,
zajrzeć do katedry i bazyliki i zobaczyć Lombardię z góry.
W
lokalnym muzeum Accademia di Carrara, obecnie gościnnie w Palazzo di
Podestà, na garstce metrów kwadratowych
Bellini Jacopo obok Belliniego Johannesa, dalej Mantegna, Rafael, podejrzany
Botticelli, cudowny skrawek portretu Leonello d`Este Pisanella. Potem- Capella Colleoni, kaplica przybudowana do bazyliki, na część jednego z najsłynniejszych rodów miasta. Przerośnięty pomnik, bo fasada kościoła niknie w jej cieniu.
Wyżej- muzeum naturalne. Zanurzam się w jego przestronnych salach na chwilę, żeby zobaczyć całe hordy dzikiej zwierzyny, kamienie ze skamielinami najdziwniejszych ptaków sprzed 20 milionów lat i niziutką Lucy, Praneadertalkę, która żyła podobno 3 miliony lat temu, żywiła się roślinami i miała początki nieleczonej choroby zwyrodnieniowej stawów. Mimo zaledwie 30 lat. Dziś pozostało po niej około 40 % szkieletu, co jest dumą archeologów, którzy pędzelkiem oczyścili jej każdą zmurszałą kostkę, po to by w szklanej gablocie w Bergamo stanęła jej replika.
Giovanni Bellini, Madonna z Dzieciątkiem, 1460-64
Pisanello, Portret Lionella d`Este,1441
Wyżej- muzeum naturalne. Zanurzam się w jego przestronnych salach na chwilę, żeby zobaczyć całe hordy dzikiej zwierzyny, kamienie ze skamielinami najdziwniejszych ptaków sprzed 20 milionów lat i niziutką Lucy, Praneadertalkę, która żyła podobno 3 miliony lat temu, żywiła się roślinami i miała początki nieleczonej choroby zwyrodnieniowej stawów. Mimo zaledwie 30 lat. Dziś pozostało po niej około 40 % szkieletu, co jest dumą archeologów, którzy pędzelkiem oczyścili jej każdą zmurszałą kostkę, po to by w szklanej gablocie w Bergamo stanęła jej replika.
Dalej
kamyki ze skamielinami ważek, motyli i innych. Wyglądają jak obrazy arte
povera.
Spoglądam w twarz ustawionego w gablocie lwa. Przyroda jest fascynująca, nie spodziewałam się po sobie, że tak mnie wciągnie historia naturalna!
Spoglądam w twarz ustawionego w gablocie lwa. Przyroda jest fascynująca, nie spodziewałam się po sobie, że tak mnie wciągnie historia naturalna!
Gdy
około 15 wychodzę z muzeum, jest bardzo jasno, ale nad miasto właśnie spływa
mleczna mgła. Za chwilę zniknie wieża, budynek podestà, a nawet fontanna w
centrum placu. Czy był to sen na jawie? Chwilę we mgle wykorzystuję na całkiem
realną kawę. Pachnie tak, że nie budzi moich wątpliwości.
Potem
już tylko kolejka linowa i ostatnie spojrzenie na miasto, które postanowiło
udowodnić mi, że także jest prawdziwe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz