12 lis 2013

Dolnoślaskie Kościoły Pokoju


Dolnośląskie Kościoły Pokoju dobrze zasłużyły na miejsce na liście UNESCO. Miały powstać drewniane szałasy, powstały architektoniczne arcydzieła. W Głogowie, Jaworze i Świdnicy zrodziła się w XVII wieku funkcjonalność w mariażu z niespodziewanym pięknem. Miało być siermiężnie jak w koszarach, a tymczasem z każdej ściany spoglądają wesołe putta, wiją się liście akantu, błyszczą polichromie.  Słowa pastora przedzierały się przez  barokowy przepych ambony. Muzyka organów grzmiała z potężnych empor. Dekoracje wnętrza w zestawieniu z surowością bryły sprawiają, że detale są jak złota brosza wpięta w płaszcz z Armii Zbawienia. Kontrasty, kontrasty, kontrasty.

Spróbujcie sobie wyobrazić jak wyglądały pierwotnie. Z zewnątrz trochę jak hale targowe. W środku jak złocone szkatułki. Jeden z wielu przykładów na to, jak ograniczenia podsycają inwencję. Kościoły Pokoju zbudowano w połowie XVII wieku. Powstały w dość szczególnym momencie. Skończyła się właśnie wojna trzydziestoletnia, uciszyły religijne przetasowania na połowie europejskiej mapy. Musiało być okrutnie. Pewnie zatykano ucięte głowy na palach i zostawiano ciała zabitych na polach bitew. Miasta i wioski opustoszały, mężowie i synowie dogorywali w błotach bitewnych.
Tymczasem podpisano Pokój Westfalski. Kurze opadły, a życie powoli wracało do normy.  Jawor chciał wrócić do handlu płótnem, Świdnica chciała odzyskać swój status drugiego po Wrocławiu miasta.Protestantom odebrano możliwość korzystania z wielu dawnych katolickich kościołów, ale pozwolono wybudować garstkę nowych światyń.

Architekt dostał do rozwiązania trudny rebus. Kościoły musiały być duże, bo wymagała tego liczna protestancka liczba wiernych.  A jednocześnie, na skutek ograniczeń wpisanych w cesarską zgody miały być zbudowane zaledwie w rok, na dość niewielkim terenie, z nietrwałych materiałów.
Tylko z drewna, słomy i gliny.
Miały być jak lepianki.

Jak zmieścić 6000 wiernych w budynku z drewna? Nawet jeśli zostanie zbudowany z 3000 dębowych bali? I nadać temu formę, która wbrew złym intencjom przetrwa wieki?

Tymczasem powstały arcydzieła inżynierskie. Artystyczne klejnoty wypełnione w środku po brzegi bogatą dekoracją. Zrodziła się funkcjonalność w mariażu z niespodziewanym pięknem. Miało być siermiężnie jak w koszarach, a tymczasem z każdej ściany spoglądają wesołe putta, wiją się liście akantu, błyszczą polichromie.*  Słowa pastora przedzierały się przez  barokowy przepych ambony. Muzyka organów grzmiała z potężnych empor.

Dekoracje wnętrza w zestawieniu z surowością bryły sprawiają, że detale są jak złota brosza wpięta w płaszcz z Armii Zbawienia. Kontrasty, kontrasty, kontrasty. Jak ten pełen przepychu kamienny ołtarz  w drewnianym wnętrzu kościoła w Świdnicy.

I wszystko to wykwitło na poranionym wojną terenie. Na ziemi, gdzie religia i schowane za nią racje polityczne wcale nie ostudziły istniejących konfliktów. Dość powiedzieć, że na wszelki wypadek świątynie protestanckie miały stanąć w odległości strzału armatniego od murów miasta. Po to by w miarę potrzeb można było je łatwo zniszczyć. Na szczęście dwie z nich przetrwały i zasilają listę dziedzictwa światowego UNESCO.

PS Dziś będę mieć przyjemność i zaszczyt mówić o tym dla europejskiego grona w Chapelle de l`Europe w Brukseli.

* Ps Pewna część tych zdobień to wynik późniejszych przebudów.

Justyna Napiorkowska, historyk sztuki i europeista,
prowadzi Galerię Sztuki Katarzyny Napiórkowskiej w Warszawie, Poznaniu i Brukseli.
Blog "O sztuce" został Blogiem  Roku 2010 w dziedzinie Kultury.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz