Stazione Centrale. Wsiadam do autobusu. Numer 64. Najlepszy dla zobaczenia Rzymu w pigułce. Jego trasa przeszywa jak strzała całe miasto, od dworca
Termini w dół przez plac Esedra, po prawej termy, po lewej eleganckie arkady.
Via Nazionale, w dół. Przystanek. Wsiadka, wysiadka. Na dole piazza Wenecja. Na
środku policjant, nie traci włoskiej bella
figura, w granatowym uniformie i białym
kasku. Pamiętacie go z filmu Woody’ego Allena?
Prawo drogowe jest dla użytkowników sugestią. Nie trzeba się
do niej przywiązywać, ale raczej wniknąć w ten krwioobieg, w której na równych
warunkach piesi i kierowcy, na pasach i poza pasami. Samochody suną powoli, a
między nimi śmigają motorini. Piesi przed
śmiałymi próbami przekroczenia podwójnego pasa jezdni szybko obliczają długość
swojej trasy, wykonują błyskawiczny rachunek z dostępnych danych, kalkulują
trasę z punktu a do punktu b, gdzie pieszy, z punktu c do punktu d – gdzie samochód.
Jak zrobić, żeby te trasy się nie skrzyżowały, jak sprawić, żeby kierowca nawet
nie zatrąbił zirytowany pyszałkowatym wtargnięciem pieszego tuż przed karoserię?
W dynamicznym kontekście bieżącego ruchu pieszy rusza śmiało między dwoma
karoseriami, znajdując bardziej lub mniej bezpieczną trasę, z większym lub
mniejszym kredytem zaufania do umęczonego tutaj Anioła Stróża. Na skróty. Jak
wyjaśnił mi kiedyś pewien kierowca w Neapolu, tu wypadki się nie zdarzają.
Trwa
uliczna koabitacja. Kto może ten trąbi. Kto może, ten biegnie. Kto nerwowy, ten
pokrzykuje. Kto śmiałek, ten idzie pod prąd ulicą. Kto jeszcze nie zrozumiał
zasad, czeka na zielone światło na pasach.
Najlepiej widać to właśnie tutaj, przy Piazza Venezia, gdzie
w jasne dni opalizuje w słońcu monumento Vittorio Emanuele, gdzie krzyżują się
różne drogi, stolicy Włoch ( Roma Capitale, w wolnym tłumaczeniu można
spokojnie uznać to za kapitalny Rzym J)
, stolicy rzymskiego Imperium, skąd od 2000 lat rozchodziły się kamienne drogi
do dalekich włości znaczonych SPQR*( tak, tak, Rzymianie antyczni dawno
zrozumieli, że jeśli chcą mieć imperium, muszą najpierw zbudować w nim drogi,
zasada właściwie sprawdza się we wszystkich dziedzinach życia!) , serca świata
chrześcijańskiego, w postaci świętego Piotra który zastąpił Trajana na szczycie
postawionej przez niego na chwałę dackich zwycięstw kolumny .
Dalej jeszcze il Gesù- barokowy triumf ubrany w biała jak
śnieg fasadę, świadomość istnienia
piazza Navona po lewej i Fontanna di Trevi po prawej, potem znów Chiesa Nuova z
obrazem Rubensa i San Andrea delle Valle z pofalowaną fasadą. I zaraz Tybr, z mostami które tutaj trwają
niezmiennie, od 2000 lat.
W autobusie okazuje się że moje bilety są już zużyte.
Próbuję skasować jeden po drugim. Podchodzę do kierowcy- czy można u niego
kupić bilet? Odpowiada – bardzo uprzejmie: „My nie sprzedajemy biletów. Nie
sprzedajemy ale i nie kontrolujemy. Wie Pani, nie kontrolujemy.” Czy dobrze zrozumiałam, że właśnie zachęca
mnie do jazdy „na gapę”? Do małego nadużycia w kraju, którego każdy kamień w
przeszłości i każda aktywność współczesna bazuje na jakimś nadużyciu? Kraju,
gdzie w telewizji teraz najczęściej słyszę słowa korupcja, nepotyzm (i jeszcze
bieda i podatki). Znów, są ku temu historyczne podstawy, z cesarzami dzielącymi
i rządzącymi, z kardynałami budującymi układy sił, z kochanką papieską ( tak,
tak) Giulią Farnese zapewniającą
kardynalski tron swojemu bratu. Z bagażem tej wiedzy inaczej ogląda się wszystkie
powołania Mateusza i portrety papieskie w Wiecznym Mieście.
Wróćmy jednak do autobusu. Jadę do Watykanu, na razie na
gapę. Byłoby niezręcznie przybrać nawet
mały grzech jadąc w takim kierunku. Co innego do Colosseum, albo na plażę. Tam
potencjał posypania się kolejnych przewinień zawsze jest odrobinę większy. Ale
do Watykanu, pod ostre spojrzenia wszystkich Innocentych? Co prawda wiem, że
nawet przedawniony bilet dla kontrolera byłby wystarczającym dowodem, że mam
prawo zajmować miejsce w tym rzymskim autobusie, w lekkiej dezynwolturze jaką
kontroler, będąc Włochem zobowiązany jest reprezentować. Ale kierowca mnie nie przekonał, mimo wszystko
jestem przejęta. Uparcie chcę kupić bilet. Przejmuję się, wypytuję. Podobnie razem ze mną przejmuje się pół
autobusu. Szukają maszyny do sprzedaży biletów, w niektórych autobusach można
je znaleźć. Tył autobusu odkrzykuje przodowi- non c`è
la macchina per vendere i biglietti! Ale nie byłby to Rzym, gdyby skądś
niespodziewanie nie przyszło wybawienie. Od sąsiadującego pasażera, starszego
Włocha. Signorina, non si preoccupi, ecco
il biglietto per lei. I daje mi bilet, odmawia przyjęcia opłaty!
Bar. Trudno o bardziej naturalne terytorium dla Włocha.
Lubię przyglądać się przy barze tej doskonałej choreografii. Jeszcze nie zdążyłam
powiedzieć, co zamawiam, a już pachnie cappuccino. Jeszcze nie zdążyłam
zapłacić, a barista już wie ile
reszty mi wydać, posługując się jakimś niebywałym zmysłem i mocą przewidywania.
Mimo kryzysu, tego obecnego i wszystkich kryzysów z przeszłości nie dziwię się
, że to właśnie Włosi zbudowali takie imperium, jakim był Rzym antyczny, jakim
jest Rzym współczesny, w każdej kamienicy, w każdym skrawku muru wypełniony
sztuką, dumą i miłością do tego miasta!
PS
Wczoraj na Placu świętego Piotra, Papież Franciszek zauważył znajomego tuż obok miejsca gdzie stałam w tłumie. Zatrzymał papamobile i wysiadł, żeby się przywitać! Wielkie emocje!
foto: Justyna Napiórkowska
Justyna Napiórkowska www.osztuce.blogspot.com
straordinaria notizia
OdpowiedzUsuńPani Justyno, dziękuję za skrawek rzymskiego życia:)
OdpowiedzUsuńWow. Jak widać, ma Pani "lekkie pióro" - każdy Pani post czyta się z przyjemnością. Na pewno będę zaglądał tu częściej!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
deelaxy.blogspot.com
Fajnie napisane, troche przykro mi, że tam krytykują nowego papieża na świecie, przyda im się psycholog, wrocław ma dobrych, który powiem im że źle robią
OdpowiedzUsuń