16 lis 2012

Amedeo Modigliani, Livorno i polskie portrety


Na zdjęciu refleksyjny brunet. Ciemna oprawa oczu, uważne spojrzenie. Papieros w dłoni. Welurowa marynarka. Malarz na tle swojego atelier. Ściana, stół, obraz, szkic. Farby na ubraniu, farby na podłodze. Nic więcej.  Niby zwykłe, ale w tym wydaniu po prostu legendarne.

Poznajcie Amedeo Modiglianiego.

Urodził się nie tam gdzie trzeba, i szybko stamtąd umknął. Mały Dedo, z portowego Livorno, syn z dobrego domu. Pielęgnowany i chorowity.

Livorno to miasto, skąd rozpoczynają się różne podróże, zaczynają różne wędrówki. Chyba łatwiej stąd wyjechać niż tu zostać. Przewodniki turystyczne nie krzyczą z okładek, że jeden z największych malarzy XX wieku urodził się pod tym niebem. Dzisiaj Livorno najpewniej powita was setkami ciężarówek w okolicach portu. To miasto  po prostu oddycha, żyje portem. Wszystkie jego miejskie krwiobiegi biegną do portu i tu znajdują ujście w morzu. Tony t-shirtów z Indonezji. Miliony par butów z Chin. Tysiące par dżinsów. Wielkie dźwigi wyciągają je na ląd z transoceanicznych gigantów. Rytm nie zaburzony, nigdy. Nie ma tu poranków, nie ma nocy, są wejścia do portu, poukładane w rytmiczny takt  przeładunków. Gdzie szukać inspiracji dla artysty?

Jakie było miasto Modiglianiego sto lat temu? Miasto portowe zawsze musi być kolorowe. Bary dla marynarzy. Targi rybne. Przybysze zewsząd. Podczas gdy Florencja czy Paryż mogą być samowystarczalne, miasta portowe żyją ciągle ze świadomością istnienia innego świata. Pulsują opowieściami zza mórz. Odżywiają wyobraźnie. Jak Malaga Picassa.

Jeśli będziecie mieć szczęście, może od razu skręcicie w jakąś małą uliczkę, dalej od portu. Dotrzecie może do małej Wenecji, krzyżówki uliczek poprzecinanych kanałami. Bardzo mała Wenecja, odległe wspomnienie. Cień. Pastisz. Awans w nomenklaturze. Odległa kuzynka, która może i ma kilka ładnych detali, ale nie zdąży zachwycić, bo pokazuje jakąś wadę.

Pamiątkowa tablica przy via Roma 38 w Livorno mówi, że właśnie w tym domu urodził się Modigliani. Nie słyszałam żadnych mitów, nic o zachłyśnięciu się w kołysce i cudem przywróconym życiu, jak u Picassa. Najpewniej było całkiem zwyczajnie. Chłopiec, mały Amedeo był z pewnością wrażliwy i jeszcze pewniej bardzo chorobliwy. Z wcześnie wyklarowanym marzeniem o malarstwie. I krótkim życiem na realizację marzeń.

Modigliani był tym, który świadomie do malarstwa dążył. Oglądał obrazy, okrywał Florencję i Rzym. Marzył o Paryżu.

I właśnie w Paryżu rozkwitła jego sztuka.

Zanim dokonał rewolucji, to najpierw staranie odrysował zastany świat. Poznał klasyków, obejrzał Uffizi i Luwr. Nie był samoukiem, którego ambicje wynikały z braku świadomości. Przeciwnie. Z pokorą i zachwytem poznał przeszłość, po to, żeby potem przetłumaczyć ja na awangardowy język.

Po to, żeby dokonać swojej malarskiej rewolucji, w kolorze, w ujęciu postaci. W cudownych portretach, których był mistrzem. W dziesiątkach przepięknych przedstawień. W przepięknych obrazach Jeanne Hébuterne- portretach swojej dziewiętnastoletniej muzy i partnerki, tej, która dwa dni po jego śmierci rzuciła się z okna. Modigliani malował ją 25 razy, w sumie nieskończenie. Zawsze miękko i delikatnie.
W portretach artystów- Picassa, Kislinga,o twarzach rysowanych geometryczną linią, z wyjątkiem Soutine`a, namalowanego subtelnie, szczupłego i rachitycznego.

W portretach Polaków- marszanda Zborowskiego. Luni Czechowskiej. Anny Zborowskiej.

W jedynym autoportrecie z paletą, namalowanym w 1919, niedługo przed młodą śmiercią. Opatulony swetrem, w aksamitnej marynarce, na krześle, siedzi z paletą w dłoni.



Chaim Soutine

Jeanne Hébuterne

 Jeanne Hébuterne

Leopold Zborowski

 Anna Zborowska

Lunia Czechowska

 Lunia Czechowska


Amedeo Modigliani


Justyna Napiórkowska www.osztuce.blogspot.com

2 komentarze:

  1. aro 51

    Dziękuję Justyno

    Dom urodzin Amedeo Modiglianiego
    Via Roma, 38
    57126 Livorno, Italia
    0586 808518
    https://plus.google.com/112115632237865938156/about?gl=pl&hl=pl

    OdpowiedzUsuń
  2. uwielbiam Modiglianiego, jego portrety wywarły duży wpływ na to, jak sama maluję ... Przyjemnie jest przeczytać o tym nieszczęśniku na Twoim blogu, zresztą wszystko tu czytam z przyjemnością (:

    OdpowiedzUsuń