12 lis 2011

Moje serce zostało w Sienie


Jestem w podróży, w Gdańsku. Przedwczoraj otwieraliśmy wystawę Marka Okrassy, wczoraj korzystałam z cudownego dnia, najpierw pocztówkowo słonecznego, potem z niebem rozjaśnionym tarczą księżyca. Było zimno, ale zjawiskowo! Dziś planuję zobaczyć wystawę Malczewskich w Muzeum Narodowym. Potem pociąg, tam 7 (!) godzin jesiennych widoków (tylko w przerwach od intensywnej pracy nad kulturalnymi projektami europejskimi - pociąg temu sprzyja, daje skupienie i rygor) i stolica!

Z Warszawy dostałam rano telefon, z dobrą informacją, żebym zajrzała do Gazety Wyborczej. Tam, w dodatku Turystyka przypominam sobie, gdzie zgubiłam serce ;-) A więc moje serce zostało w Sienie.
"Moje serce zostało w..." to cykl, w którym różne osoby opowiadają o swoich miejscach, o miejscach, gdzie postanowiły rozmienić się na drobne i bez straty dla całości pozostawić małą cząstkę siebie. Zazwyczaj zabierając przy tym dużo dla siebie- wspomnienia, wrażenia, zapachy, myśli! Zapraszam Was w krótką podróż na szpaltach Gazety i tu, na blogu: podróżować będziemy do moich ukochanych miejsc- do Sieny, do Czarnolasu, do Neapolu, do Florencji, do Brukseli :-)
Serdecznie Was pozdrawiam!

A oto całe "Serce", z sobotniej Gazety Wyborczej:
SERCE ZOSTAŁO... w Sienie. Toskanię poznałam w czasie studiów na Uniwersytecie Florenckim. Przez czas nauki tam czułam się wciąż jak w podróży. Jak powiedział poeta- byłam na kolanach u źródła- studiowałam tam między innymi historię sztuki. Postanowiłam sobie każdego roku wracać do Włoch, do Florencji, do Viareggio, do Rzymu. Nie zwiedzam, ale chłonę atmosferę miast i miasteczek, czekam aż niepytane odsłonią przede mną swoje tajemnice. Poznaję wtedy artystyczną Luccę, Rzym poetów i San Miniato pasjonatów trufli.

Niezapomniany dzień miał miejsce, gdy obudziłam się rano w hostelu we Florencji. Dotarłam tam późną nocą. Rano okazało się, że mieści się w budynku dawnej biblioteki medycejskiej, stropy są pokryte barwną polichromią, a pod dachem latają jaskółki. Pomyślałam wówczas, że jestem we właściwym miejscu. Dzień zainaugurowałam oglądaniem fresków Masaccia w pobliskim kościele Santa Maria del Carmine.

Ciekawe jest tam to, że do przeszłości Włosi mają szacunek, ale traktują ją jako coś zupełnie naturalnego. Poznałam rodziny, które pokazywały mi swoje drzewa genealogiczne do czasów renesansu. Na ścianach ich domów eksponowano między innymi rysunki Michała Anioła, a w ich piwnicy leżakowało wino sprzed pół wieku!

Dojechałem tam pociągiem z Warszawy przez Wiedeń. Ach, te powolne podróże, pozwalają poczuć, że jest się w drodze dokądś, można doświadczyć zmieniającego się pejzażu, a przede wszystkim – zebrać myśli!

Najlepsze wakacje spędziłam jako dziecko w Czarnolesie, w domu mojej babci. Wokół był ogród, w pobliżu dworek Jana Kochanowskiego, a pod opieką dziadka- pasieka. Były wyprawy do lasu, budowanie szałasów, zbieranie malin i rowerowe przejażdżki do Kazimierza Dolnego. Nic nie zastąpi wakacji blisko natury, z kochaną rodziną!

W Polsce lubię to, że często możemy tu dać się zaskoczyć. Jest tu tyle do odkrycia! Tak wiele osób z niesamowitą inicjatywą tworzy rzeczy wspaniałe. Na przykład plantacje winorośli koło Janowca! Tyle tu niebywałych zabytków, niekiedy zadziwiających, jak kościół na planie trójkąta w Struży na Lubelszczyźnie. Co jeszcze lubię w Polce? Kocham Tatry!

Podróżuję czasem z bliską osobą, niekiedy sama, rzadziej z grupą. Najczęściej w podróży mam potrzebę od razu dzielić się wrażeniami. Dlatego prowadzę bloga!

Mój ulubiony hotel... Raczej kwatera u góralki, w Zakopanem. Mam taki ulubiony pokoik w stylu zakopiańskim, w stuletnim domu z trzeszczącą podłogą. Wykrochmalona, pachnąca pościel, szmer potoku za oknem i rześkie górskie powietrze i perspektywa przepysznego śniadania - w Zakopanem to standard!

Niebo w gębie poczułam w...Neapolu, w ciepły, letni wieczór, gdy ukoronowaniem kolacji było najlepsze na świecie tiramisu. Słodycze na południu Włoch są niedoścignione!

Na wyprawę zawsze zabieram...mały, brązowy notatnik. Pozwala mi zatrzymywać ulotne myśli, wrażenia, inspiracje. A potem sam dla mnie staje się lekturą, czytam go zastanawiając się, czy to wszystko co w nim zanotowałam wydarzyło się naprawdę!

Nigdy więcej nie powrócę na lotnisko w New Delhi. Indie zrobiły na mnie ogromne wrażenie, byłam zauroczona ich kolorami, smakami, kulturą, ale lotnisko było dla mnie jak przedsionek piekła. Od razu czułam się tam nieswojo. Potem było już tylko lepiej, do tego stopnia, że uczestniczyłam nawet w hinduskim weselu w strugach monsunowego deszczu!

Wkrótce będę w drodze do...Brukseli. To teraz moje drugie miasto, otwieram tam galerię sztuki na Mont des Arts, w sąsiedztwie królewskich zbiorów muzealnych i ulicy, przy której mieszkał Bruegel. W Brukseli mam swoje ulubione miejsca- na przykład kultowe bistro A la mort subite- nigdzie indziej nie ma takiej atmosfery, która sprawia, że goście siedzący obok po chwili stają się znajomymi!

Wymarzony cel podróży: Marzę o zobaczeniu Anghor Wat, miejsca, gdzie cywilizacja walczy z naturą. Cudowne świątynie, na ziemi wcześniej odebranej dżungli potem znów przez dżunglę przejętej. Teraz są tam wspaniałe zabytki w sąsiedztwie dzikiej przyrody, a wszystko pod patronatem UNESCO.

A tu kilka podróży do moich miejsc na blogu, zapraszam na spacer po ulicach Rzymu, Florencji i Krakowa!:

Rzym
Florencja
Czarnolas
Bruksela
Znowu Rzym
I Kraków, koniecznie!
Justyna Napiórkowska
Autorka Blogu Roku w dziedzinie Kultury
www.osztuce.blogspot.com
Udostępnij
Więcej sztuki? Zapraszam na blog : www.napiorkowska.blogspot.com

3 komentarze:

  1. Piękne miejsca, piękny tekst. A mój ukochany Wrocław jest!

    OdpowiedzUsuń
  2. a czy jest możliwość odwiedzenia tej galerii w Brukseli?

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapraszamy na naszą stronę na Facebooku, tam znajda się informacje o planowanym otwarciu, na które już teraz serdecznie zapraszam!

    http://www.facebook.com/gallerynapiorkowska

    OdpowiedzUsuń