29 sty 2011

Poeta w muzeum czyli wiersz z obrazem w tle

Czy przyznajecie się Państwo czasami do swojego zakłopotania wobec dzieła sztuki? Bo cóż począć z arcydziełem otoczonym kordonem turystów? Dziełem, które spogląda na nas zewsząd, w setkach reprodukcji.  Z postacią o rysach tak znanych jak u bliskiej osoby.


La Gioconda. Tajemnicza dama na topolowym drewnie.  Arcydzieło bezkonkurencyjne. Powściągliwa  Lisa Gherardini o enigmatycznym uśmiechu i  twarzy spękanej siatką krakelury. Alter ego Leonarda.

Znana z tysięcznych reprodukcji. Celebrytka ery malarstwa sztalugowego. La Gioconda pozbawiona jest prawa do swojej prywatności, pół tysiąca lat po powstaniu portretu, pozostaje obiektem analiz historyków i poszukiwaczy sensacji.  Niezmiennie utrzymuje status primus inter pares, najważniejszego dzieła sztuki świata.

Według Waltera Benjamina reprodukcja niszczy aurę, która otacza dzieło sztuki. Obraz traci swój wymiar quasi religijny, w którym bytowało jako przedmiot kultu,  a staje się przedmiotem ekspozycyjnym, artefaktem wystawionym na widok publiczny.

Dlatego niekiedy dobrze byłoby zamknąć albumy i pielgrzymować z nieskażonym okiem do źródła. Tak jakbyśmy Mona Lizę zobaczyli po raz pierwszy i sami dziwili się temu niespodziewanemu spotkaniu.\

Jak niestrudzony wędrowiec, Zbigniew Herbert.


przez siedem gór granicznych
kolczaste druty rzek
i rozstrzelane lasy
i powieszone mosty
szedłem —
przez wodospady schodów
wiry morskich skrzydeł
i barokowe niebo
całe w bąblach aniołów
— do ciebie
Jeruzalem w ramach

stoję
w gęstej pokrzywie
wycieczki
na brzegu purpurowego sznura
i oczu
            no i jestem
            widzisz jestem
nie miałem nadziei
ale jestem

            pracowicie uśmiechnięta
            smolista niema i wypukła

            jakby z soczewek zbudowana
            na tle wklęsłego krajobrazu

            między czarnymi jej plecami
            które są jakby księżyc w chmurze

            a pierwszym drzewem okolicy
            jest wielka próżnia piany światła

no i jestem
czasem było
czasem wydawało się
nie warto wspominać

            tyka jej regularny uśmiech
            głowa wahadło nieruchome

            oczy jej marzą nieskończoność
            ale w spojrzeniach śpią ślimaki

no i jestem
mieli przyjść wszyscy
jestem sam

kiedy już
nie mógł głową ruszać
powiedział
jak to się skończy
pojadę do Paryża

między drugim a trzecim palcem
prawej ręki
przerwa
wkładam w tę bruzdę
puste łuski losów

no i jestem
to ja jestem
wparty w posadzkę
żywymi piętami

            tłusta i niezbyt ładna Włoszka
            na suche skały włos rozpuszcza

            od mięsa życia odrąbana
            porwana z domu i historii
           
            o przeraźliwych uszach z wosku
            szarfą żywicy uduszona

            jej puste ciała woluminy
            są osadzone na diamentach

            między czarnymi jej plecami
            a pierwszym drzewem mego życia

            miecz leży
            wytopiona przepaść

Chwała Herbertowi.
Ilekroć jestem w Vinci u podnóża San Miniato albo we Florencji , idę śladami Leonarda, jak on. A myśli wędrują także do Krakowa, doMuzeum Czartoryskich, gdzie z Damą z Gronostajem można się spotkać w muzealnej ciszy.

Fotografie: La Gioconda, Leonardo da Vinci, Luwr, Paryż
Dama z łasiczką, Leonardo da Vinci, Muzeum Czartoryskich, Kraków

Justyna Napiórkowska
Autorka Blogu Roku w dziedzinie Kultury
www.osztuce.blogspot.com
Udostępnij
Więcej sztuki? Zapraszam na blog : www.napiorkowska.blogspot.com Justyna Napiórkowska www.osztuce.blogspot.com

10 komentarzy:

  1. Niestety Damy z Gronostajem już od dłuższego czasu nie ma w Krakowie, bo jest na gościnnych występach, ale już na szczęście, lada chwila, znów będzie ją można oglądać u Czartoryskich.

    Co do Mona Lizy, fascynuje mnie jej twarz. Przyglądać się jej można godzinami i co trochę jest inna. Usta zdają się odpoczywać po uśmiechu, bądź też szykować się do niego. Mięśnie dookoła ust, lekko zaznaczone pod skórą, są napięte, przez co wrażenie ruchu ust jest takie sugestywne.
    No i te oczy- zdają się mrugać.
    Wspaniałe :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, Dama i jej gronostaj podróżują. Do jutra- Warszawa, potem Londyn ( więcej na blogu Galerii Katarzyny Napiórkowskiej -http://napiorkowska.blogspot.com/2011/01/ryzykowna-podroz-damy-z-gronostajem-do.html ), a potem - powrót do Krakowa ( choć są i tacy , którzy Damę widzieliby w pierwotnym miejscu ekspozycji - w Domku Gotyckim w Puławach Izabeli Czartoryskiej).
    A co do spojrzenia Mony Lizy : kto wie, może to reakcja na błyski flesza ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Let`s find the true face of Leonardo

    Capricioso

    OdpowiedzUsuń
  4. Capricio :) Świetne, dziękuję! Dla wszystkich,którzy nie od razu, tak jak ja zauważyli ukryty u Capricioso link - oto on : http://www.ted.com/talks/siegfried_woldhek_shows_how_he_found_the_true_face_of_leonardo.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Mój ulubiony tekst na tym blogu. Udostępniam i polecam! TR

    OdpowiedzUsuń
  6. Dama z łasiczką odwiedziła stosunkowo niedawno Warszawę. Wspaniałe przeżycie :3
    Tekst Pani i tekst Herberta bardzo na tak, pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ale pięknie, pięknie, pięknie pani to napisała! Proszę więcej!

    OdpowiedzUsuń
  8. Po tak pięknych słowach pozostaje nam próbować podziwiać obraz w Louvre za szybą pancerną z pewnej odległości odgrodzoną łańcuchem, w zbitym tłumie miłosników Leonada...
    Tyryści pędzą do Mony Lizy, nie musisz znać Louvre, sami cię poniosą...
    No cóż zgadza się... jest to kłopot

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O wyższości świętego spokoju nad miłością do Leonarda: w Luwrze jest tez podróbka Mony Lisy, bez żadnego łańcucha ani szyby ani rządnej igrzysk gawiedzi.. Jak się nie wie, że to kopia (albo się udaje, że się nie wie), to można podziwiać w spokoju:-) No i jest przepiękna i odnowiona Swięta Anna Samotrzecia!!!

      Usuń
  9. Dzieło wykonane fajnie - ale interesujące jest to, że w tamtym okresie zawsze malowali takich brzydali. Pewnie stoi za tym jakiś przekaz.

    OdpowiedzUsuń