La Gioconda. Tajemnicza dama na topolowym drewnie. Arcydzieło bezkonkurencyjne. Powściągliwa Lisa Gherardini o enigmatycznym uśmiechu i twarzy spękanej siatką krakelury. Alter ego Leonarda.
Znana z tysięcznych reprodukcji. Celebrytka ery malarstwa sztalugowego. La Gioconda pozbawiona jest prawa do swojej prywatności, pół tysiąca lat po powstaniu portretu, pozostaje obiektem analiz historyków i poszukiwaczy sensacji. Niezmiennie utrzymuje status primus inter pares, najważniejszego dzieła sztuki świata.
Według Waltera Benjamina reprodukcja niszczy aurę, która otacza dzieło sztuki. Obraz traci swój wymiar quasi religijny, w którym bytowało jako przedmiot kultu, a staje się przedmiotem ekspozycyjnym, artefaktem wystawionym na widok publiczny.
Dlatego niekiedy dobrze byłoby zamknąć albumy i pielgrzymować z nieskażonym okiem do źródła. Tak jakbyśmy Mona Lizę zobaczyli po raz pierwszy i sami dziwili się temu niespodziewanemu spotkaniu.\
Jak niestrudzony wędrowiec, Zbigniew Herbert.
przez siedem gór granicznych
kolczaste druty rzek
i rozstrzelane lasy
i powieszone mosty
szedłem —
przez wodospady schodów
wiry morskich skrzydeł
i barokowe niebo
całe w bąblach aniołów
— do ciebie
Jeruzalem w ramach
stoję
w gęstej pokrzywie
wycieczki
na brzegu purpurowego sznura
i oczu
no i jestem
widzisz jestem
nie miałem nadziei
ale jestem
pracowicie uśmiechnięta
smolista niema i wypukła
jakby z soczewek zbudowana
na tle wklęsłego krajobrazu
między czarnymi jej plecami
które są jakby księżyc w chmurze
a pierwszym drzewem okolicy
jest wielka próżnia piany światła
no i jestem
czasem było
czasem wydawało się
nie warto wspominać
tyka jej regularny uśmiech
głowa wahadło nieruchome
oczy jej marzą nieskończoność
ale w spojrzeniach śpią ślimaki
no i jestem
mieli przyjść wszyscy
jestem sam
kiedy już
nie mógł głową ruszać
powiedział
jak to się skończy
pojadę do Paryża
między drugim a trzecim palcem
prawej ręki
przerwa
wkładam w tę bruzdę
puste łuski losów
no i jestem
to ja jestem
wparty w posadzkę
żywymi piętami
tłusta i niezbyt ładna Włoszka
na suche skały włos rozpuszcza
od mięsa życia odrąbana
porwana z domu i historii
o przeraźliwych uszach z wosku
szarfą żywicy uduszona
jej puste ciała woluminy
są osadzone na diamentach
między czarnymi jej plecami
a pierwszym drzewem mego życia
miecz leży
wytopiona przepaść
Ilekroć jestem w Vinci u podnóża San Miniato albo we Florencji , idę śladami Leonarda, jak on. A myśli wędrują także do Krakowa, doMuzeum Czartoryskich, gdzie z Damą z Gronostajem można się spotkać w muzealnej ciszy.
Fotografie: La Gioconda, Leonardo da Vinci, Luwr, Paryż
Dama z łasiczką, Leonardo da Vinci, Muzeum Czartoryskich, Kraków
Justyna Napiórkowska
Autorka Blogu Roku w dziedzinie Kultury
www.osztuce.blogspot.com
Udostępnij
Więcej sztuki? Zapraszam na blog : www.napiorkowska.blogspot.com Justyna Napiórkowska www.osztuce.blogspot.com
Niestety Damy z Gronostajem już od dłuższego czasu nie ma w Krakowie, bo jest na gościnnych występach, ale już na szczęście, lada chwila, znów będzie ją można oglądać u Czartoryskich.
OdpowiedzUsuńCo do Mona Lizy, fascynuje mnie jej twarz. Przyglądać się jej można godzinami i co trochę jest inna. Usta zdają się odpoczywać po uśmiechu, bądź też szykować się do niego. Mięśnie dookoła ust, lekko zaznaczone pod skórą, są napięte, przez co wrażenie ruchu ust jest takie sugestywne.
No i te oczy- zdają się mrugać.
Wspaniałe :)
Tak, Dama i jej gronostaj podróżują. Do jutra- Warszawa, potem Londyn ( więcej na blogu Galerii Katarzyny Napiórkowskiej -http://napiorkowska.blogspot.com/2011/01/ryzykowna-podroz-damy-z-gronostajem-do.html ), a potem - powrót do Krakowa ( choć są i tacy , którzy Damę widzieliby w pierwotnym miejscu ekspozycji - w Domku Gotyckim w Puławach Izabeli Czartoryskiej).
OdpowiedzUsuńA co do spojrzenia Mony Lizy : kto wie, może to reakcja na błyski flesza ;-)
Let`s find the true face of Leonardo
OdpowiedzUsuńCapricioso
Capricio :) Świetne, dziękuję! Dla wszystkich,którzy nie od razu, tak jak ja zauważyli ukryty u Capricioso link - oto on : http://www.ted.com/talks/siegfried_woldhek_shows_how_he_found_the_true_face_of_leonardo.html
OdpowiedzUsuńMój ulubiony tekst na tym blogu. Udostępniam i polecam! TR
OdpowiedzUsuńDama z łasiczką odwiedziła stosunkowo niedawno Warszawę. Wspaniałe przeżycie :3
OdpowiedzUsuńTekst Pani i tekst Herberta bardzo na tak, pozdrawiam!
Ale pięknie, pięknie, pięknie pani to napisała! Proszę więcej!
OdpowiedzUsuńPo tak pięknych słowach pozostaje nam próbować podziwiać obraz w Louvre za szybą pancerną z pewnej odległości odgrodzoną łańcuchem, w zbitym tłumie miłosników Leonada...
OdpowiedzUsuńTyryści pędzą do Mony Lizy, nie musisz znać Louvre, sami cię poniosą...
No cóż zgadza się... jest to kłopot
O wyższości świętego spokoju nad miłością do Leonarda: w Luwrze jest tez podróbka Mony Lisy, bez żadnego łańcucha ani szyby ani rządnej igrzysk gawiedzi.. Jak się nie wie, że to kopia (albo się udaje, że się nie wie), to można podziwiać w spokoju:-) No i jest przepiękna i odnowiona Swięta Anna Samotrzecia!!!
UsuńDzieło wykonane fajnie - ale interesujące jest to, że w tamtym okresie zawsze malowali takich brzydali. Pewnie stoi za tym jakiś przekaz.
OdpowiedzUsuń