Są takie obrazy, które mają wiele znaczeń. Można z nich czerpać skojarzenia jak z głębokiej studni chłodną wodę. Zamknięte, malarskie traktaty filozoficzne. Wielozadaniowe kryptonimy. Jak motyw z upadkiem Ikara. Pejzaż z upadkiem Ikara przypisywany jest Pieterowi Brueglowi Starszemu. Prawdopodobnie jednak obraz, który wisi w Królewskim Muzeum w Brukseli jest tylko kopią oryginału. W Polsce, w Muzeum Narodowym we Wrocławiu mamy jego wersję, pewnego autorstwa Pietera Breughla młodszego. Wymaga ode mnie odwagi, żeby o nim pisać. Dotknąć tego, co znane. Z każdej strony zinterpretowane. Obraz - jako jeden z nielicznych - obarczony obowiązkiem szkolnym, bohater wypracowania przy okazji polonistycznej wycieczki w okolice Grochowiaka, Iwaszkiewicza i Herberta. A jednocześnie jest to obraz, który pozostaje radosną enigmą. Kalamburem znaczeń. Nadchodzi taki poranek, poniedziałkowy, jak dziś, który pozwala śmiało dotknąć arcydzieła. Ten obraz towarzyszył mi od kilku dni. Moż...
W madryckim Prado znajduje się obraz niezwykły. Od wielu dni przyglądam jak promieniuje swoim trudnym pięknem z reprodukcji w monograficznym albumie Lorne`a Campbella. * Rogier van der Weyden, autor tego potężnego obrazu, coraz bardziej mnie fascynuje. Niezauważalnie stał się w mojej osobistej hierarchii chwilowo ważniejszy niż Jan van Eyck z bratem Hubertem, niż Robert Campin, u którego w Tournai pobierał nauki. Niż Hugo van der Goes, od którego obrazu z florenckiej Uffizi zaczęłam naukę prawdziw(sz)ego patrzenia na obrazy. Na marginesie, wciąż się uczę patrzeć. Ćwiczę się w uważności, czytając między innymi Michała Cichego. Staram się wydobywać patrzenie z trybu biernego, tak by stało się czynnością, akcją, działaniem. Kto wie, może patrzenie zaangażowane, nieobojętne jest jedynym patrzeniem skutecznym. Próbuję patrzeć na każdy obraz tak, by w pełni zaufać autorowi. Chciałabym, stojąc jako widz, w XXI wieku, stać się uczestnikiem: wytrąconym z codzienności, a wtrąconym w taj...
Katedra w Antwerpii. Na dole solidna, przytulona do ziemi; na górze koronkowa, pnąca się do nieba. Podczas spaceru w mieście pojawia się niespodziewanie. Wyłania znad dachów kamienic, ukazuje w przesmyku wśród winorośli, wyrasta w zamknięciu wybrukowanej uliczki. Prowadzi grę. Zaskakuje. To katedra jednej wieży i miejsca na drugą, nigdy niedokończoną. Tam, gdzie byłaby druga wieża jest niebo- prowokujące, wyzywające. Budowniczowie zostawili tu świadectwo ambicji większych niż fundusze. Na pierwszy rzut oka katedra jest niepokojąco pusta w środku. Gotycko wysoka, o ścianach białych jak śnieg. Jest potężna. Bedeker mówi,że mieściła 25 tysięcy osób. W XVI wieku co czwartego mieszkańca. Potem została wyczyszczona przez ikonoklastów. Przeszli przez kościół w sierpniu 1566. Wyobrażam sobie, że ze ścian zdrapali polichromie, pocięli obrazy, spalili rzeźby, gorliwi i pozbawieni wątpliwości. W końcu "Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ...
jak zwykle fajny tekst, gratuluje
OdpowiedzUsuń