Minęły najsmutniejsze dni. Otrząsamy się i wracamy do siebie po wydarzeniu, które jak hekatomba zubożyło Polskę. Publicyści odchodzą od elegijnego tonu na rzecz realizmu. W prasie mniej wielkich liter, mniej równoważników zdań.
Jak blisko 40 milionów Polaków przeżyłam w tych dniach narodową tragedię.
Wielokrotnie byłam wśród tłumów w Warszawie i w Krakowie, to wyciszając się w nim, to wsłuchując, konfrontując mój światopogląd z tym co myślą inni, wyrażonym w przypadkowo usłyszanych urywkach zdań. Otrzymałam tyle pięknych momentów spontaniczności i życzliwości. Tyle sygnałów od znajomych i przyjaciół ze świata, od Japonii po Estonię.
Próbowałam ogarnąć symbolikę zdarzeń, podporządkowując moc zdarzeń wyższemu niż ludzki porządkowi. Doświadczyłam katharsis, wpadłam w polski romantyzm i cieszę się z tego. Spotkałam z ludźmi, którzy myślą zupełnie inaczej. Uczestniczyłam w debacie - na ulicy, na forach internetowych , w rozmowach z przyjaciółmi.
Tragedia smoleńska okazała się dla Polaków wielowymiarowa. Mieści się w niej moralny nakaz ważenia swoich słów, mieści dostrzeganie i odczytywanie postaw różnych od naszych- na ziemi smoleńskiej zginęli przecież oponenci polityczni, mieści lekcja historii i lekcja demokracji .Lekcja bycia społeczeństwem obywatelskim.
I choć zwykle jesteśmy krnąbrnymi uczniami, to tym razem wierzę, że coś w nas zostanie- bo zależy to tylko od nas.
PS Wracam do pisania o sztuce.
Udostępnij
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz