Przy znanej Bahnhofstrasse w Zurichu zobaczyłam kiedyś w siedzibie jednej z instytucji obraz Edwarda Dwurnika. Kilka lat później w Kunsthaus oglądałam obraz Wilhelma Sasnala. Innym , bardzo spektakularnym wydarzeniem była wystawa plenerowa rzeźb Igora Mitoraja w siedzibie Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego w Lozannie . To bardzo wymierne przykłady tego jak sztuka polskich artystów funkcjonuje na świecie, jak dyskretnie, choć konsekwentnie wpisuje się w krajobraz artystyczny światowych centrów.
W Szwajcarii zainteresowanie sztuką obcą jest duże. Zwłaszcza, że lokalni artyści, którzy zdobyli sławę i uznanie w świecie byli dość nieliczni. Paul Klee, rodzina Giacomettich, pierwsi dadaiści tworzący w Cabaret Voltaire w Zurychu... Wielu twórców szwajcarskich wybierało emigrację, ale byli i tacy , którzy Konfederację wybrali jako swoją nową ojczyznę. Wśród nich - Balthus czyli Balthasar de Rola Klossowski.
Kunsthaus w Zurichu jest jednym z moich ulubionych muzeów. Jest dość niewielki, nawet entuzjastyczny zwiedzający nie ryzykuje syndromem Stendhala z nadmiaru wizualnego piękna. Na tej stosunkowo małej przestrzeni można zobaczyć kilka światowych arcydzieł. Ja zatrzymałam się dłużej przed wspaniałą gotycką Madonną z Dzieciątkiem dłuta Tielmana Riemenschneidera, prawie rówieśnika Wita Stwosza ( a właściwie - Stossa).
Pasaż wśród dzieł dawnych niechybnie prowadzi ku współczesności - i to także jest ciekawe doświadczenie - przeniesienia w czasie, bez przygotowania i szybko do sztuki najnowszej.
W Szwajcarii zainteresowanie sztuką obcą jest duże. Zwłaszcza, że lokalni artyści, którzy zdobyli sławę i uznanie w świecie byli dość nieliczni. Paul Klee, rodzina Giacomettich, pierwsi dadaiści tworzący w Cabaret Voltaire w Zurychu... Wielu twórców szwajcarskich wybierało emigrację, ale byli i tacy , którzy Konfederację wybrali jako swoją nową ojczyznę. Wśród nich - Balthus czyli Balthasar de Rola Klossowski.
Kunsthaus w Zurichu jest jednym z moich ulubionych muzeów. Jest dość niewielki, nawet entuzjastyczny zwiedzający nie ryzykuje syndromem Stendhala z nadmiaru wizualnego piękna. Na tej stosunkowo małej przestrzeni można zobaczyć kilka światowych arcydzieł. Ja zatrzymałam się dłużej przed wspaniałą gotycką Madonną z Dzieciątkiem dłuta Tielmana Riemenschneidera, prawie rówieśnika Wita Stwosza ( a właściwie - Stossa).
Pasaż wśród dzieł dawnych niechybnie prowadzi ku współczesności - i to także jest ciekawe doświadczenie - przeniesienia w czasie, bez przygotowania i szybko do sztuki najnowszej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz