Madonna z Paczółtowic
Kilka dni temu dostałam maila z działu promocji Muzeum Narodowego w Krakowie. Dotyczył prezentowanej jeszcze przez kilka dni w krakowskim Europeum Madonny z Paczółtowic. Jako historyk sztuki powinnam być chłodna w podejściu do dzieł sztuki. Zadatować, odnaleźć analogie, zakatalogować w myślach. Bywają jednak takie obrazy, które cicho i spokojnie, jak bluszcz wypuszczają wici, które powoli splątują wszystkie moje myśli. Przeczytałam wiadomość i szybko wróciłam do XXI wieku. Ale ten obraz z XV nie pozwolił o sobie zapomnieć. Ja swoje, a arcydzieło swoje. Zaczęło rozpychać się w mojej głowie. Koić i niepokoić równocześnie. Prowokować. Przyciągać. Tak, aby zmusić mnie do porzucenia pospieszności i powierzchowności, do której zmusza nas świat. Na rzecz chwili skupienia. Pochylenia się nad detalem. Chłonięcia, centymetr po centymetrze, tej naiwnej malarskiej wizji, w której świat w przeciwieństwie do naszego jest tak uporządkowany. Jak magnes przyciągał ten obraz moje myśli. C...