6 sty 2015
Sen Trzech Króli
Sen Trzech Króli -to chyba najpiękniejsze i najmniej oczywiste przedstawienie sceny z Objawienia Pańskiego jakie znam.
Jest niewielkie, zajmuje fragment kapitelu kolumny w katedrze w położonym gdzieś pod sercem Francji Autun. To miasto leży między Paryżem a Lyonem, na płaskim kawałku ziemi, w złotym trójkącie sztuki średniowiecznej. W Burgundii i okolicach każde miasto, to wykuta w kamieniu historia Europy blisko tysiąc lat wstecz: to tam leży Sens, Beaune, Paray-le-Monial z ich wspaniałymi katedrami, klasztorami, kościołami.
Zwykle poznajemy ich podczas wędrówki, odzianych w ciężkie, zdobione stroje. Połyskują atlasy, purpury układają się w miękkie draperie. Bogato wyszywane płaszcze opadają im z ramion, trzewiki grzęzną w miękkiej ziemi. Ida w orszaku, z dromaderami, spoglądając w niebo. Albo klęczą już w stajence, ze złotem, kadziłem, mirrą...
A tutaj - trzej królowie nadzy, w łóżku.Postaci wpisane są w dostępną przestrzeń, ścieśnione we wspólnym łożu. Dzielą wspólną narzutę, a dwóch z nich być może łączy wspólny sen, który ma przynieść podpowiedzi dla jawy.
A gdyby tak patrzeć na tę rzeźbę oczyma współczesnymi, zdejmując patynę blisko dziewięciu wieków, które minęły od czasu, gdy w kamieniu wykuwał je Gislebertus, bodaj najwybitniejszy rzeźbiarza swoich czasów?
To średniowieczne przedstawienie, w sumie tak odrealnione, mogłoby być współcześnie "memem". To przepiękna rzeźba, a sztuka średniowiecza, z jej skłonnością do syntezy wspaniale poddaje się współczesnemu spojrzeniu.
Scena włożona jest w rygor architektury, jako jedna z wielu wypełniających dostępne kapitele i prowadzących wiernych w narracji katedralnej Biblii Pauperum.
Trzej Królowie leżą pod wspólną narzutą. Prawie nadzy. Zdradza to odkryta ręka jednego z nich. Gdzie te wszystkie altembasy, adamaszki, brokaty? Króla przecież najlepiej rozpoznać po wizerunku, poza tym wiemy dobrze, że nic nie różni jego królewskiej mości od pierwszego z rzędu poddanego.
Skąd taka licencia poetica burgundzkiego rzeźbiarza? Oczywiście królowie leżą bez podtekstów, ale czemu Gislebertus rozebrał ich i położył obok siebie? Może to dlatego, że trudno o inną sytuację, gdy tak doskonale jak we śnie realizuje się postulat równości? Na jawie nikt nie jest w pełni równy.
W snach każdemu może przydarzyć się to samo, niezależnie czy jest królem czy żebrakiem.
Jedynie korony nałożone na królewskie głowy pozwalają ich zidentyfikować. Chyba nic wygodniejszego niż sen w koronie. Trzy diademy na wspólnej poduszce. Nie ma zatem wątpliwości, kim są ci panowie, którzy najpewniej w wędrówce dzielą wspólne łoże i wspólny los.
Dwóch królów śpi na razie spokojnym snem. Ułożeni w niewielkiej przestrzeni, w łożu wkomponowanym w powierzchnię kapitelu. Przytuleni policzkami, bardzo blisko, ale naturalnie ich sen jest niewinny. Braterstwo we śnie, który w tym wypadku, za sprawą objawiającego się anioła nadaje im wspólnotę dziejów.
Jest metafizycznie.
Mam wrażenie, że wszystkie biblijne anioły unikały cielesnego kontaktu. Bezdotykowo zsyłały myśli i inspiracje, które złotą nicią trafiały do serc i umysłów nawiedzonych. Tak to pokazywali malarze prawie wszystkich czasów. Wszystko działo się zdalnie, anioły nie dotykały swoich bohaterów.
Nie znam się na ceremoniałach, ale przecież królowie byli najmniej "fizycznymi" postaciami na świecie. Króla raczej nie można było tak po prostu dotknąć.
Tymczasem tu noc trzeciego z królów przerywa anioł, który dosłownie wkracza w realną sferę. Po prostu delikatnie dotyka palcem królewskiej dłoni. W prostym geście.
Oczy króla szeroko otwarte. Może to demon bezsenności, może jasna noc, może to ta gwiazda, która temu jednemu nie pozwala spać kamiennym snem.
Nie patrzy jeszcze tam, gdzie powinien- w kierunku wskazywanym właśnie przez anioła. Może on, zbudzony tym nieziemskim dotknięciem widzi już na jawie to, o czym śnią dwaj pozostali?
Bo choć najwyraźniej przesłania tego doświadczają w różny sposób, ich udział w historii będzie jednakowy.
Królowie postawieni są wobec konkretnego zadania - iść, oddać pokłon, a potem, broń Boże, nie wracać tą samą drogą, by nie zdradzić Herodowi miejsca narodzin Jezusa.
Mają dodać bogatego sznytu wydarzeniom ze skromnej stajenki. Nadać im stosowną rangę.
Dlatego chyba tutaj występują jako królowie, a nie magowie czy astronomowie, jak mówiła Ewangelia według św. Mateusza. W średniowieczu z pewnością był to kontekst polityczny, dla ukazania świeckiej władzy w pokłonie przed nowonarodzonym Jezusem.
Ponadczasowo natomiast to piękna opowieść o pokorze, o tym, co w misji Trzech Królów było najważniejsze: pokłonienie się Dzieciątku, rezygnacji ze swojej wyższości. Stąd nagość? Realna demokracja, pełna równość?
Jakie to ponadczasowe - odniesienie do osób, które swoją obecnością mają świadczyć o znaczeniu. Oto słynne persony pojawią się wkrótce przy żłóbku. Ale zwykle takie osobowości nikną w mrokach dziejów, tymczasem królowie wędrujący za gwiazdą ku jakiejś opuszczonej grocie pod Betlejem wykuli swoje miejsce w historii. Miejsce w historii sztuki wykuł im także mistrz Gislebertus, w Autun.
W dziele tajemniczym, pięknym i inspirującym.
Justyna Napiórkowska
Aktualizacja: 06.01.2017
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
rzeczywiście intrygująca rzeźba. Ale z pewnością przykuwa uwagę.
OdpowiedzUsuń