5 lut 2013
Rembrandta portret własny
W Nowym Jorku, w kolekcji Fricka przy Fifth Avenue, zatrzymał mnie jeden obraz. Bardziej niż Vermeery, niż Tycjan, bardziej niż zadziwiony stygmatami święty Franciszek wśród skał oraz różowe ciała panien Buchera, we wstążkach i jedwabiach, prosto z alkowy. Bardziej niż El Greco i Degas zafascynował mnie inny obraz.
Autoportret Rembrandta. W proporcji jeden do jednego.W potężnej sali galerii zachodniej, Rembrandt jakby tronuje, przyjmuje na audiencjach. Jego potężna postura wypełnia całe płótno.
W muzeum w tygodniu nie ma zbytnich tłumów. Można mieć z Rembrandtem krótkie tête-à-tête. Strażnik po lewej u drzwi będzie podejrzliwy. Ja podchodzę, odchodzę. Cofam się i przybliżam. Obchodzę Rembrandta z lewej i z prawej, zaglądam mu w oczy. Idę do Van Dycka i znów wracam. Strażnik profesjonalnie lustruje mnie spod oka. Śledzi każdy gest. Nerwowo ściska krótkofalówkę. Prześwietla intencje, skanuje myśli. A ja próbuję Rembrandtowi zajść za skórę, poczuć, co on czuje, zrozumieć czym jest ta mieszanina smutku i determinacji w jego spojrzeniu. Co się Rembrandtowi stało?
To jeden z wielu autoportretów Rembrandta. Powstało kilkadziesiąt obrazów na płótnie. I jeszcze ponad trzydzieści grafik. I rysunki.
Młody Rembrandt z Amsterdamu, twarz wyłania się z cienia. Zdziwiony Rembrandt ze Sztokholmu. Poważniejszy Rembrandt z Wiednia. Rembrandt z Edynburga, z Pasadeny, z Londynu. Cały świat pełen Rembrandtów. Profesora Antoni Ziemba niedawno opowiadał o portretach władców. Królowie rozmieszczali swoje konterfekty po wszystkich swoich dworach. Popiersia w pałacach, konne pomniki na placach. Po to, żeby zaznaczyć, gdzie sięga ich władza. W sumie jak Rembrandt. Jego uczciwy, spokojny wzrok spogląda dziś na widzów w dziesiątkach najważniejszych kolekcji świata.
Portrety, portrety, portrety. Na nich mija czas. Rembrandt jest coraz starszy. Coraz mniej zaskoczony, zadziwiony, poruszony. Rembrandt w niemej akceptacji- traconej fortuny, przemijania, czoła zarysowanego bruzdami łagodnymi jak tektonika Niderlandów. W autoportretach za młodu, żeby mieć ciekawą twarz, malował się w żywej mimice. Szeroko otwierał oczy, wyciągał szyję, wyostrzał spojrzenie. Nawet się śmiał. Rembrandt starszy po prostu patrzy. Uważnie. Bezkompromisowo poważny. Ponad normę skupiony.
Z jego postawy coś wynika. Rembrandt niby po prostu siedzi, rozpostarty na fotelu. Ubrany w brązy, muśnięty złotem, przepasany szkarłatną wstęgą. W ulubionej palecie malarza.
Dłoń na oparciu fotela, w drugiej trzyma laskę. Ale jest w tej postawie jakieś napięcie. Jakiś dystans. Nie siedzi zupełnie frontalnie, ale jakby z rezerwą. Twarz stosownie przeorana zmarszczką. Okalana podbródkami. Wzrok nieruchomy. W pierwszej chwili smutny,ale gdy Rembrandtowi spojrzymy prosto w oczy , to nie sposób nie dostrzec tego dyskretnego błysku. Dziwnej beztroski ukrytej głęboko, pod opadającą powieką, w starym oku.
Ten autoportret z Nowego Jorku namalował w 1658 roku. Rembrandt jest tu tylko 52 letni, ale wygląda na więcej. Dożył tylko 60 lat, ale na niektórych portretach jest jak stary Tycjan. W cyklu portretów zestarzał się jak Dorian Gray. Może żył jakoś intensywniej, bo każdy rok dodawał mu kilka lat. Przewrotne kalendarze, nasycone wydarzeniami lata. Jak młody Matuzalem, nawet w standardach tamtych czasów starszy ponad metrykę. Ale w oczach jest beztroski, mimo, że własnie stracił fortunę i został bankrutem. Świadomy mocy swojego talentu, nie martwi się o swoje dzisiaj, bo wieczność i tak ma zapewnioną? I tak, jako bankrut będzie pewnie spoglądał w oczy turystów w kolekcji Fricka?
Po co Rembrandtowi było tyle autoportretów? Wyjaśnienie, że na nich uczyli się terminujący malarze z jego pracowni trochę mi nie wystarcza. Pomijał je w inwentarzach, nawet jako bankrut, a więc nie myślał o ich sprzedaży. Zaglądał w głąb swojej duszy? Prześwietlał swoje emocje? Zatrzymywał czas?
Podobno Frick, magnat wzbogacony na sposób zachodni, amerykański self-made man lubił oglądać swoje obrazy nocą. Czy zatrzymywał się na dłużej przy Rembrandcie? Myślał o przemijaniu, o traconych fortunach, o przewrotności losu? Bo to wszystko jest, w Rembrandta portretach własnych.
Justyna Napiorkowska, historyk sztuki i europeista, współwłaścicielka Galerii Sztuki Katarzyny Napiórkowskiej w Warszawie, Poznaniu i Brukseli, autorka "O sztuce", Bloga Roku 2010 w dziedzinie Kultury.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
wspaniale opowiedziane:) dziękuję:)
OdpowiedzUsuńDziękuję Montgomerry. Jak zwykle, to po prostu dość osobiste wrażenia, po tym jak z Rembrandtem spojrzeliśmy na siebie. J.
UsuńTę beztroskę, jak ją Pani nazywa czyli ten szczególny błysk ma Rembrandt, odnoszę takie wrażenie, na każdym ze swoich autoportretów. Żeby nawiązać z nim dialog, trzeba taki błysk odnaleźć we własnym oku. Pani się to udało :)
OdpowiedzUsuń:) Dziękuję!
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPani Justyno, usunęłam komentarz, bo to nie byłam ja. Teraz jestem ja :) I tak jak pisałam - bardzo miła to zachęta do podróży wgłąb Rembrandta, ale brakuje mi ciągu dalszego - własnych interpretacji, dyskusji z samą sobą, dociekań. Tak więc lecę nasycać się kolejnymi tekstami - obym się najadła. Miło tu - będę zaglądać ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Hmm, chciałby Pani, żeby pisać jeszcze więcej...a ja się zastanawiam, czy nie powinnam mniej :). Dziękuję za wizytę, proszę zaglądać tutaj!
UsuńBardzo dobry pomysł na post, twórczość Rembrandta to jedna z wcześniejszych, które niosą ze sobą tyle prawdy psychologicznej i autoanalizy, z pewnością ma tutaj wpływ trudne i pełne przewrotów, jak to napisałaś życie, śmierć żony, bogactwo i bankructwo.
OdpowiedzUsuńPierwszy raz wpadłam na Twojego bloga, szukając blogów zajmujących się sztuką, to naprawdę bardzo dobrze przygotowana strona, wspaniałe doświadczenia! Pozdrawiam!
Ciekawa jest nie tylko tematyka tego bloga, ale przede wszystkim sposób, w jaki opisujesz te rzeczy. Niestety nie mam kiedy za bardzo czytać, ponieważ cały mój czas pochłania kancelaria prawnicza. Wrocław jest takim miastem, że trzeba cały czas pracować, żeby utrzymać się na powierzchni. Ale i tak będę wpadał co jakiś czas, rzucić okiem na Twoje zapiski. Oby tak dalej ;)
OdpowiedzUsuńPowiem szczerze że choć lubię twórczość Rembrandta (i w kilku galeriach miałem przyjemność jego dzieła oglądać) to nie miałem pojęcia o istnieniu tych autoportretów. Kapitalnie opowiedziane, doskonale się to czyta!
OdpowiedzUsuńp.s. Przy okazji widzę że zawitam jako czytelnik na tym blogu na dłużej, prawdziwa skarbnica wiedzy :)
Jako człowiek, który zawsze czół w sobie ducha artysty zabierałem się hobbystycznie już za amatorskie malowanie, rzeźbienie, a obecnie już ponad dziesięć lat jestem twórcą muzyki rapowej. Sam piszę teksty, jako multiinstrumentalista tworzę podkłady i nagrywam. Na sztuce i obrazach się nie znam za bardzo, tylko z grubsza. Pomimo to rzadko, ale czasem zdarzy mi się poszukiwać wiedzy w tym kierunku. Inspiruje mnie upływ czasu, który na obrazach jest bardziej widoczny jak w słowach czy książkach. Przeglądając w wyszukiwarce obrazy Rembrandta trafiłem przypadkiem na tą stronę i muszę szczerze przyznać, że to co Pani napisała jest więcej warte niż dzieła Rembrandta :D Pani porównania są niesamowite i napawają mnie weną twórczą do pisania i używania w swoich tekstach właśnie tak wyszukanych słów i porównań. Zawsze staram się pisać na poziomie, ale Pani ustanawia w tym fachu poprzeczkę olimpijską. Trzeba mieć wielką wrażliwość w sobie, żeby tak pisać. Bardzo dobrze oddany opis strażnika, który się przygląda. Tekst wciąga w monitor :D i trzyma jak prąd pod napięciem.
OdpowiedzUsuńMyślę, że z taką ilością wrażliwości w sobie jaką Pani kumuluje mężczyźni, którzy mają przyjemność rozmawiać z Panią na żywo rozpuszczają się jak masło na słońcu :D to jest wzór doskonałości pisania jakiego nigdy wcześniej w żadnym artykule nie widziałem. Powinna Pani być wzorem często prezentowanym na instytutach dziennikarstwa.
Moim zdaniem Rembrandt odgrywa istotną rolę w uświadomieniu społeczności, że od wieków ludzie fascynowali się naturalnymi kobietami z okrągłościami, a nie takimi jakie próbują nam wcisnąć media zwracając uwagę młodych kobiet na wytykanie najmniejszego celulitu u szczupłych gwiazd, które po prostu inaczej usiadły przez co młode dziewczyny zmieniają swoją naturalność za bardzo robiąc z siebie anorektyczki. Dlatego odnalezienie prawdy jaką niesie Rembrandt powinno być dla kobiet odnalezieniem doskonałego poczucia własnej wartości w każdym calu, aby nie zmieniać swojej naturalności tak bardzo, a odkryć w niej zaletę. Dlatego w tym temacie Rembrandt jest prawdą, której szukam i do której zapewne będę się odnosił o ile oczywiście dobrze to postrzegam i mój punkt widzenia jest słuszny :)