16 mar 2012
Werona
Przez ostatni tydzień byłam nagrodzona przez los. Między innymi podróżą przez włoski region Veneto. Ten, którego serce bije w Weronie. Mieście położonym w dolinie Adygi, rzeki spływającej z gór, a tu o szerokich meandrach, której wody powolnie płyną do Adriatyku.
Nie będę tu pisać zbyt dużo o słynnych kochankach z Werony, bo zmonopolizowaliby opowieść. A Szekspir podobno nawet nie był w mieście. Gdyby je odwiedził, może miałby pokusę, żeby napisać powieść, a nie sztukę teatralną, bo didaskalia nie mogą pomieścić niezobowiązującego czaru miejsca.
Werona jest miastem cudownym. W cieniu wielkiej siostry, Serenissimy. Z cudownymi balkonami, weneckimi biforiami, z pinakoteką wypełnioną Madonnami z Dzieciątkiem. Z fasadami dekorowanymi sgrafitto i polichromiami. Z kościołami o ścianach pokrytych freskami, w których nad formą prymat miał kolor, jak w Wenecji.
Żaden z artystów nie zdobył tu jednak prymatu. A najzdolniejszy, największy Veronese- wyjechał z miasta, do Wenecji. Werona nie wywoła raczej syndromu Stendhala. Obecność sztuki doskonałej jest tu dość umiarkowana, jak na włoskie realia. Ale tym bardziej wartościowe jest spotkanie z kilkoma arcydziełami, gioielli, które jak filigranowa biżuteria dekorują kamienną strukturę miasta.
Chyba tutaj, w pinakotece widziałam najwięcej obrazów z Madonną karmiącą, Madonna Allatante, Virgo lactans. Relacja Matki Boskiej z Dzieciątkiem sprowadzona jest na na najbardziej ludzki poziom, to narracja biblijna, ale też cudowna pochwała macierzyńskich więzów. Dzieciątko w wydaniu mistrzów werońskich jest wyjątkowo scharakteryzowane- albo radosne, albo uważne.
Niezwykła jest rzeźba z warsztatów z Werony. Niekoniecznie piękna, zwłaszcza dla oka, które już przyzwyczaiło się do sztuki późniejszej, wszystkich Michelangelo, Canova, Berninich. Nieważne, który święty jest przedstawiony- sylwetkę ma jak drwal. Lekko mówiąc- święci werońscy są z grubsza ciosani.
Ulice wyłożone są gładkim marmurem, naświetlone słońcem. Przypominał mi się Dubrownik. Łatwo stracić orientację wśród gęstej zabudowy. Ja zgubiłam się raz czy dwa razy. Kiedy prowadził mnie mój zmysł orientacji, docierałam zupełnie gdzie indziej niż chciałam. Jest taka ulica, z której spoglądając w jedną stronę widać słynną arenę, weroński teatr, a z drugiej - katedrę. Dobra ilustracja tego, jak chrześcijańska kultura wyrosła tutaj na kamieniach antyku. W mieście można znaleźć pełno na to dowodów, kolumn antycznych podtrzymujących renesansowe sklepienia kościołów.
Wtedy, gdy w XVI wieku Rzymie wyrywano kamienie z budowli Pantenonu, na chwałę nowo wznoszonych budowli Watykanu, w Weronie, edyktami i statutami miejskimi broniono dziedzictwa antyku. W 1450 roku miejscy rajcy zdecydowali o tym, co w Europie stało się oczywistością dopiero wraz z powstaniem UNESCO. Zabroniono niszczenia rzymskiej areny, teatru, który w czasach antycznych mieścił więcej ludzi niż miasto miało mieszkańców. Polityka kulturalna sprzed ponad pół tysiąca lat.
Jeśli do Werony podróżowałoby się dla jednego dzieła sztuki, to byłby to fresk Pisanella. W kościele Santa Anastasia, w którym się znajduje, strzałki pokazują gdzie go szukać. Pod sklepieniem, w jednej z bocznych kaplic. Tak wysoko, że można tylko domyślać się jego treści, trudno, są dobre reprodukcje.
Oglądałam odkryte pod koniec XIX stulecia freski w kościele franciszkanów. Freski "piegowate", pokryte regularną siatką obtłuczeń. Były przykryte drugą warstwą tynków. Obtłuczenia- te "piegi" w malowidłach pozwalały na utrzymanie nowej warstwy tynku. Nowożytne barbarzyństwo w pogoni za awangardą. To taka sama historia jak z domniemaną Bitwą pod Anghiari, zagubionym freskiem Leonarda, rzekomo ukrytym pod malowidłem Vasariego, badanym własnie w dniach mojego pobytu we Florencji.
Ale o tym- innym razem :-). Miłego weekendu!
PS Zdjęcia pojawią się kiedy tylko odzyskam odpowiedni kabel ;-)
Justyna Napiórkowska
www.osztuce.blogspot.com
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
U Pani jak zawsze inspirująco i poetycko,
OdpowiedzUsuńa patrząc na zdjęcie, nabiera się ochoty na aromatyczne espresso! :)
PS Bardzo lubię Pani miasto więc dziękuję za bloga :)Jako historyczce sztuki polecam Pani uwadze postać wybitnego Lublinianina- Eugeniusza Eibischa (www.eibisch.pl)
UsuńO, bardzo dziękuję za informację o tej ciekawej postaci! Zainteresował mnie nie tylko fakt, że EE pochodził z Lublina, ale także z - w pewien sposób - bliskiej mi epoki:) Chyba spotkam się z nim w maju w Krakowie:)
UsuńCo zaś się tyczy mojego bloga, to nie ukrywam, że Pani strona jest jedną z moich inspiracji:) Wspaniale jest pisać o sztuce, to jak przeżywać ją jeszcze raz, na innym poziomie.
:-)Dziękuję, staram się zobaczyć jak najwięcej i potem jak najwięcej tutaj opowiedzieć! Tylko aromat espresso jest nie do opowiedzenia :)
OdpowiedzUsuń