28 lut 2011

Co zobaczyłam w Gandawie czyli na palcach i szeptem przy van Eycku

Jest poniedziałek, drugi tydzień intensywnej pracy rozmieniony już na pięć drobnych dni :-) Jestem w Brukseli. Otacza mnie stan, który nazwać można partyzancką wiosną. Podmuchy wiatru cieplejsze, płaszcz frywolnie rozwiany, oko wyostrza się na krokusy na skwerach.

Czuję jeszcze oddech weekendu na plecach. Czas na zanotowanie ostatnich wrażeń. Zanim wpadnę w rytm codzienności nadam sobie własny ton, wolniejszy, sensowniejszy, ton tego, co własnie zobaczyłam.

W podróży dotyka mnie samodzielnie stwierdzona nadpobudliwość,  szczególna, bo obdarzona nadmiarem uwagi, z koncentracją jak u maturzysty. W podróży jestem jak przodownik pracy.
A to wszystko w towarzystwie niewinnego Ołtarza, dzieła braterskiej pracy Huberta i Jana van Eycków.



Byłam w Gandawie.

Zamknijcie oczy i wyobraźcie sobie Gandawę, jeśli tam nie byliście. Gandawa wygląda tak jak się  nazywa. Hypotypoza. Jest jak przetasowana talia kart. Wiemy czego można się spodziewać, ale nie do końca wszystko możemy przewidzieć. 

A więc wyobraźcie sobie równinę, rzeczkę Skaldę o ciemnych wodach, jak szew poprowadzony na tym gładkim materiale. Niewielkie historyczne centrum. Z płaskiej jak stół ziemi wyrastają z niego wieże. Przeskalowane, z ciężkiego kamienia, ale dotykające nieba, bo tu niebo zawieszone jest nisko, pokryte piętrem deszczowych chmur.  Gandawskie budowle miały onieśmielać. Widoczny znak mieszczańskich ambicji. Miały zadziwiać. Jak architektoniczny potlacz miały zawstydzać przybyszów z dalszej Północy i z Południa. 

Wieża ratuszowa, kościół świętego Mikołaja, katedra świętego Bawona (ciekawy jest poczet flamandzkich świętych , Bawon, Gudula...kim byli?). Kilka ulic. Kilka placów. Jak zwykle w takich miastach- sukiennice,  rynek zbożowy, rynek rybny, plac, gdzie można było kupić sól. Wszytko czego trzeba dla miasta, żeby prosperowało. A przy ulicach wyrastające na znak tego prosperowania kamieniczki, każda inna. Gandawa wygląda jak makieta urbanisty, przy niezakończonej jeszcze pracy. Coś jeszcze chciałoby się  przestawić, coś innego tak wrosło się w krajobraz, że nie sposób tego zmienić. Dlatego Gandawa jest tak malownicza.

Artystyczne serce miasta bije w małej kaplicy bocznej w katedrze. W niej ołtarz. Powstały z prywatnej fundacji, żarliwy kaprys mieszczańskiej pary. Potężny poliptyk na impregnowanych morskimi solami dębowych deskach. Sygnowany Van Eyck.


Stanęłam przed jednym z najważniejszych arcydzieł świata, Północy i Południa. 


Ołtarz Baranka Mistycznego. Dziś przypisywany jednemu z braci, młodszemu Janowi. 
To imię Jana zapisali historycy sztuki. Ołtarz rozpoczęli razem z Hubertem, w 1424 roku. Starszy Hubert zdążył pewnie tylko położyć podmalówki, może instruował młodszego Jana jak mieszać pigmenty. Razem pracowali przez dwa lata. Janowi przyszło samodzielnie ukończyć dzieło, po ośmiu latach pracy.


W centrum kompozycji stół, na nim Baranek, tryskająca wąską stróżką do kielicha Krew. W pierwszym planie studnia, w niej cicha, czysta toń. Po bokach korowody postaci, święci , męczennicy, pielgrzymi. W wyższej partii, w centrum - Bóg Ojciec lub Chrystus, z boku Jan Chrzciciel i Maria po prawicy, muzykujący Aniołowie, najwyżej sceny z życia biblijnych braci - Kaina i Abla. Adam i Ewa - nadzy. To widać na otwartym ołtarzu. 



Mieszkańcy Gandawy przez stulecia mogli oglądać poliptyk otwarty jedynie przez krótkie chwile, przy odurzających zapachach kadzideł, przy okazji świąt. 


Częściej widzieli ołtarz zamknięty. A tam scena Zwiastowania, gdzie Maria wygląda dziewczęco, ubrana w szatę udrapowaną jak pogięta kartka. Obok tekst Pozdrowienia anielskiego, który Van Eyck namalował jak w lustrzanym odbiciu. Archanioł: piękny i skupiony. Po środku- biforium z roztaczającą się wedutą. A na niej- Gandawa. I jeszcze martwa natura z dzbankiem. Jesteśmy na Północy. Nawet ołtarz kościelny musiał pomieścić malarski wątek z domów mieszczańskich. 

Po bokach fundatorzy. Zacna, choć nie dosłownie piękna Lysabetta Borluut i pełen żarliwej wiary Joos Vijdt. Zobaczcie na czole, jak krew mu pulsuje, popatrzcie jak ciąży mu sakiewka. Dowcipni twierdzą, że to ukryty komunikat Van Eycka- arcydzieło będzie kosztowało :

Jan dość przewrotnie sygnował swoje dzieła. 
"Zrobiłem jak umiałem", czy dosłownie -"als ick kann" - "tak jak potrafię". Bez wątpienia malował najlepiej, jak umiał. Jak nikt przed nim i  niewielu ( nikt ? ) po nim. 



Przed tym Van Eyckiem można stać godzinami. 


Zapewniam Was, że i dziś jest skutecznym wyzwaniem rzuconym poligrafii i muzealnym projektom "googli"!  Bo tylko na miejscu zobaczcie jak światło odbija się w kropli wody w fontannie z głównej kwatery. Tylko tu zobaczycie metaliczny połysk na dzbanku z martwej natury z zamkniętych skrzydeł ołtarza. Tylko tu kolory Was zadziwią, a szczegóły oszołomią!   



  

  

  


Justyna Napiórkowska
Autorka Blogu Roku w dziedzinie Kultury
www.osztuce.blogspot.com
Udostępnij
Więcej sztuki? Zapraszam na blog : www.napiorkowska.blogspot.com Justyna Napiórkowska
 www.osztuce.blogspot.com

10 komentarzy:

  1. ZAZDROSZCZĘ! Znam to Arcydzieło tylko z reprodukcji, ale i tak uważam je za najwspanialsze dzieło sztuki sakralnej, jakie powstało. Może kiedyś uda mi się wybrać do Gandawy?

    OdpowiedzUsuń
  2. a ja osobiście bylem rozczarowany, bynajmniej nie dziełem. Tą małą kapliczką gdzieś z boku gdzie człowiek wciśnięty między szybę pancerną a wejście musiał wytężać wzrok aby cokolwiek dojrzeć, trącany co chwila innymi oglądającymi.

    OdpowiedzUsuń
  3. @ Snoopy, koniecznie. Podpowiedź : weź parasol :-)

    @ Borys- zgadzam się- tłum jak w metrze, dzieło w akwarium...Żałowałam szczególnie,że nie mogę się przyjrzeć pejzażowi Gandawy i martwej naturze na górnych kwaterach na tyle skrzydeł poliptyku...Ale w sumie - syndrom Stendhala sprawił, że zapomniałam o niedogodnościach ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. dokładnie, dzieło zawieszone w akwarium, tłumy, ścisk, upał- u mnie takie negatywne wrażenia przytłumiły całą radość z wizyty

    OdpowiedzUsuń
  5. Ma Pani rację. Pięknie to Pani ujęła. To wyjatkowe dzieło i trzeba dużej wrazliwości i wiedzy, by odpowiednio odczuć i odebrać je. Pani to potrafi, dziekuję.

    Mnie też bardzo się podobało- wyjątkowy obiekt.
    Tadeo.

    OdpowiedzUsuń
  6. Cóż, i tak dzisiaj arcydzieła sztuki dostępne są bardziej niż kiedykolwiek...A propos Ołtarza gandawskiego warto wspomnieć,że ktoś do tego stopnia chciał w ciszy i skupieniu przyglądać się dziełu, że dziś jedna z kwater ( nomen omen z motywem Sędziów Sprawiedliwych) jest kopią wstawioną w miejsce skradzionej...

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobry wieczór!
    Trafilam do Pani z miasta ksiazek:-) Serdecznie gratuluje wygranej! Bardzo ciekawy Blog Pani prowadzi, napewno bede tu czesciej zagladala.
    Pozdrawiam
    Iwona z Bremen

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie byłem nigdy w Belgii, ale wydaje mi się, że nie ma lepszego miejsca do odbioru sztuki sakralnej niż Ukraina, a konkretnie Lwów i kaplica ormiańska. Do momentu odwiedzin wspomnianego miejsca lekceważyłem taką sztukę (no bo co istotnego może powstać w czasach, w których ludzie uważali, że ziemia jest płaska i w których wyżynali innych żeby im narzucić swoje zdanie), ale tam wręcz doznałem mistycznego olśnienia. Kościół jest ciemny, na ścianie jest bardzo stary fresk, a przez małe okienko do tego dość zaciemnionego miejsca wdziera snop światła i miesza się wonią kadzideł i szeptami modlitw.

    OdpowiedzUsuń
  9. @ Pani Iwono, bardzo mi miło,że zyskałam nową czytelniczkę ! Czekam na komentarze!

    @ Michał:
    Lwów jeszcze przede mną - bardzo mnie ciekawi - przy takiej rekomendacji chyba nie będę już odkładać tej podróży na długo ;-) Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  10. Podobnie jak autorkę Gandawa mnie oczarowała ! To właśnie w niej odnalazłam klimat miasta dawnych mistrzów holenderskich.

    OdpowiedzUsuń