Lipiec w Rzymie. Jest goraco. Dzis temperatura spadla z czterdziestu na trzydziesci kilka stopni, ale ja nie odczuwam roznicy. Lipcowe dni w Rzymie to przemierzanie miasta sladem cienia. Ja przynajmniej przez ostatnie dni szlam za glosem rozsadku, który kazal mi szukac ukojenia od upalu w penombrze rzymskich kamienic. Znow ide nie jak zamierzam, lecz tak jak mnie cien prowadzi, od wyspy chlodu do zacienionej przystani, przez male archipelagi wsrod ktorych wynurzam sie na chwile na pełna ekspozycje w sloncu.
Zobaczylam imponujace MAXXI -nowe muzeum sztuki wspolczesnej - swiatynie XXI wieku, instytucje, ktora swoim rozmachem ma dowodzic, że Rzym jest takze miastem mlodym , miastem awangardy. Nie uwierzylam. Tu w Rzymie, gdzie zawsze szukam przeszlosci, tajemniczych nici wiazacych nasza dzisiejszosc z zapisem wiekow bardziej w MAXXI skusila mnie klimatyzacja.Wlosi obsesyjnie podkreslaja swoja nowoczesnosc. Znajomy aktor wyjasnil mi, ze to taki rzymski wyrzut sumienia wobec XXI wieku, odpowiedz Wiecznego Miasta na wspolczesnosc.
Ja w Rzymie nie chce zyc wspolczesnocia. Tu przeszlosc jest ponadczasowa, dostarcza madrosci wiekow. We wszytkim, takze w cieniach arkad, ktore mialy dawac schronienie Rzymianom.
Chodzac po Rzymie szukalam kadrow , gdzie zjawiskowa Audrey Hepburn droczyla sie z Gregorym Peckiem. Prawdziwy klimat rzymskich wakacji...
Udostępnij
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz