Wczoraj widziałam rewelacyjną Krystynę Jandę w sztuce - po raz pierwszy na deskach Och Teatru.
Na początek - zaskoczenie - publiczność staje się wystrojem sceny dla tych siedzących po przeciwnej stronie sali. Och-teatr podkreśla to co w teatrze lubię najbardziej - jego umowność, iluzyjność. Wystarcza scena i kanapa, a aktor wielkiego talentu wszystkie inne rekwizyty stworzy swoją grą.
Sztuka Verdany Rudan prowadzi publiczność od przez salwy śmiechu do smutnej konstatacji. Co za czasy, co za kraj, jak natrętnie powtarza cierpiąca na bezsenność bohaterka. Czasy - bardzo niedawne - początek lat 90-tych. Miejsce- Bałkany. Na ścianach sklepików i kawiarni pewnie wiszą jeszcze za szkłem niepopękane portrety Tito.
Byłam w ex- Jugosławii jako dziecko, tuż przed wybuchem wojny. Miało wtedy miejsce nocne trzęsienie ziemi. Rodzina , u której się zatrzymaliśmy tłumaczyła nam wówczas: trzęsienie ziemi dopiero tu nadejdzie. Dziwiłam się - piękne plaże, cudowna roślinność, wspaniałe zabytki. Czym oni się martwią?
Potem okazało się , że to co się wydarzyło, ze skalą barbarzyństwa, jest nie do wiary. Masowe groby, ucieczki nocą, terror, upodlenie, okrucieństwo wobec każdego, mężczyzn, kobiet, dzieci. Prawdziwa skala tego ,na co stać człowieka. Sztuka Verdany Rudan oddaje tę rzeczywistość we właściwej dla niej proporcji - tragedii osobistej człowieka. W pewnym momencie śmiechy milkną , do końca spektaklu widownia dociera w całkowitym milczeniu.
Krystyna Janda rozegrała ten monodram bardzo sugestywnie. Chapeau bas!
PS To taki mały excursus z mojej dziedziny sztuk plastycznych, musiałam się z Państwem tym podzielić.
Fotografia - materiały och- teatru
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz