W madryckim Prado znajduje się obraz niezwykły. Od wielu dni przyglądam jak promieniuje swoim trudnym pięknem z reprodukcji w monograficznym albumie Lorne`a Campbella. * Rogier van der Weyden, autor tego potężnego obrazu, coraz bardziej mnie fascynuje. Niezauważalnie stał się w mojej osobistej hierarchii chwilowo ważniejszy niż Jan van Eyck z bratem Hubertem, niż Robert Campin, u którego w Tournai pobierał nauki. Niż Hugo van der Goes, od którego obrazu z florenckiej Uffizi zaczęłam naukę prawdziw(sz)ego patrzenia na obrazy. Na marginesie, wciąż się uczę patrzeć. Ćwiczę się w uważności, czytając między innymi Michała Cichego. Staram się wydobywać patrzenie z trybu biernego, tak by stało się czynnością, akcją, działaniem. Kto wie, może patrzenie zaangażowane, nieobojętne jest jedynym patrzeniem skutecznym. Próbuję patrzeć na każdy obraz tak, by w pełni zaufać autorowi. Chciałabym, stojąc jako widz, w XXI wieku, stać się uczestnikiem: wytrąconym z codzienności, a wtrąconym w taj...
Komentarze
Prześlij komentarz