Od kilku dni mieszkam w hotelu Emmaus. Czuję się w drodze dokądś. Hotel jest położony w takim miejscu, że kiedy zasypiam czuję, że stopami dotykam jeszcze Rzymu, ale głową jestem już w Watykanie. Czuję bliskość Jana Pawla II. To mocne odczucie, zwłaszcza w tych dniach przywołujących odchodzenie Ojca Świętego cztery lata temu, tuż przed Wielkanocą. Wtedy też byłam na Placu Świętego Piotra.
Spedziłam właśnie kilka godzin w Muzeach Watykańskich. Chłonęłam wzrokiem to, co zebrały tu wieki. Kilka olśnień -to bozzetta Gian Battisty Berniniego, pasyjne obrazy Chagalla ( mało kto jak on, przechrzczony Żyd oddał piękno i gorycz historii Zbawienia ). Wrażenie robi na mnie też Dame du Vatican z Antinoe z XII wieku przed Chrystusem i Tors Belwederski- fragment antycznej rzeźby, która inspirowała Michała Anioła.
Spedziłam właśnie kilka godzin w Muzeach Watykańskich. Chłonęłam wzrokiem to, co zebrały tu wieki. Kilka olśnień -to bozzetta Gian Battisty Berniniego, pasyjne obrazy Chagalla ( mało kto jak on, przechrzczony Żyd oddał piękno i gorycz historii Zbawienia ). Wrażenie robi na mnie też Dame du Vatican z Antinoe z XII wieku przed Chrystusem i Tors Belwederski- fragment antycznej rzeźby, która inspirowała Michała Anioła.
Do Stanzy Rafaella wracałam kilka razy, wbrew restrykcyjnym zaleceniom strzałek wskazujacych kierunek zwiedzania. Sprawdzałam jaki jest efekt, kiedy najpierw wchodzę do Stanzy Konstantyna, a jaki - jeśli zaczynam od pierwszej realizacji Rafaela , Stanzy della Segnatura , gdzie - jak nigdzie indziej - można poczuć młodzieńczy wdzięk i renesansową doskonałość sztuki Rafaella. Stanze Konstantyna , choć wszystko wydaje się poprawne , nia mają tego blasku. Rafael nie zdążyl ich namalować, zmarł niespodziewanie w wieku 37 lat, a dokończenia dzieła podjęli się artyści z jego warsztatu. Najwyraźniej onieśmieleni nagłą nieobecnością mistrza. Giulio Romano, z którym malował Rafeal był przecież wielkim, samodzielnym malarzem. Może przez te freski przenika po prostu głęboki żal, żaloba po odejściu tego , który spoczął w Panteonie. Kiedy Rafaello umarł , kardynał Bembo napisał , że oto natura przestraszyla się, że i ona nie jest nieśmiertelna.
Kaplica Sykstyńska nigdy nie znała chyba takiego oblężenia jak współcześnie. Sceny z wnętrza czasami kojarzą się odrobinę ( może z przesadą) z tym co przedstawione jest po prawej stronie najpóźniejszego fresku, wśród przeklętych w scenie Sądu Ostatecznego. Zwiedzający musi więc znaleźć swój sposób na chwilę wyciszenia, której wymaga arcydzieło.
A jakie wystawy można teraz zobaczyć w Rzymie?
Monumento Vittorio Emanuele, ochrzczony przez aliantów jako tort weselny, wielki, zdobny tort z kwadrygą w zwieńczeniu polożony jest przy Piazza Venezia. Swoją zdobnością zdyskredytował renesansowy, harmonijny budynek Palazzo Venezia. To pomnik poświęcony jedności Włoch. Może dlatego pokazują tu teraz wystawę pierwszego prawdziwie włoskiego artysty, tego, którego nazwisko otwiera grube woluminy spisanej historii sztuki- Giotta.
Wielki Giotto di Bondone to artysta, o którym u otwarcia quattrocento napisał Cennino Cennini , że przetłumaczył sztukę bizantyjską na język Zachodu. Giotto zostawił swoje realizacje od Asyżu po Neapol. Znaczące jest to, że najmniej Giotta można zobaczyć w Rzymie. To o nim opowiada Vasari piekną anegdotę o chłopcu rysującym patykiem na ziemi owce, drzewa, góry. Sztuka Giotta była pierwszą , która miała zasygnalizować nowożytność. Choć żył w pełnym średniowieczu, myślał już renesansem. Ustawiał swoje sceny na złotym tle, ale budował już przestrzeń , usadawiając Madonnę na marmurowym tronie, czy nadając światłem woluminu jej sukni.
W Scuderie al Quirinale - inna znacząca wystawa - historia futuryzmu. Obok ważnych, włoskich artystów, za których sprawą zrodził się ten ruch, bedący bodaj ostatnim momentem, gdy Włosi wyznaczali kierunki dla sztuki awangardowej, mozna zobaczyć słynny "Akt schodzący po schodach" Duchampa.
I jeszcze jeden przeskok czasowy - tym razem ku antykowi: to wystawa Divus Vespasianus, poświęcona Wespazjanowi, dobrze zapisanemu w pamięci Rzymu cesarzowi z ludu. Jedna z odsłon tej wystawy jest w Colosseum, gdzie -tak a propos- na arenie zakwitły niezapominajki! Po drodze na tę wystawę, korzystając z metody "jump in- jump out" zatrzymałam się na chwilę przy grupie turystów. Słuchali przemiłej przewodniczki o dziwnym imieniu Fe. Fe opowiadała o historii Rzymu antycznego, a miała przy tym tyle entuzjazmu, że gdyby to zależało od niej Cesarstwo Rzymskie nigdy by nie upadło!
kocham Rzym,to miasto to moja milosc-amor!
OdpowiedzUsuń