20 mar 2016

"Szczygieł" Carela Fabritiusa




33,5 na 22,8 cm- to format bliski kartki papieru. Wielkość poważna, jeśli jako kartka nosiłaby słowa. Dla obrazu, oleju na desce- to format prowokująco niewielki. A motyw: szczygieł. Po prostu. Zwykły ptak, jeden z ziemskiego, przyrodniczego dostatku, z przebogatego katalogu gatunków. Carduelis carduelis, to łacińska nazwa szczygła. Brzmi poważniej niż nazwa polska, gdzie dźwięki niosą w sobie coś psotnego. Ulotnego. Zmiennego. Jako temat dla obrazu wydaje się być niewiarygodnie trywialny. Jednak ten motyw jest tak nasączony znaczeniami, że potrzebuje odczytania. Jak pełen ukrytych między wierszami znaczeń tekst potrzebuje egzegezy. 

„Szczygła” namalował Carel Fabritius, najzdolniejszy malarz z pracowni Rembrandta. Niektórzy chcą w nim widzieć ucznia, który- zrodzony w blasku talentu swojego nauczyciela – za chwilę miał go przerosnąć. Wiele pisano o antyrembrandtowskim potraktowaniu światła- o malarskiej rewolucji, której dokonał Fabritius. O doskonałej technice. O intuicji kolorystycznej i genialnym światłocieniu. 

To jeden z tych obrazów, które zerkając na nas z tysięcznych reprodukcji stawiają pytanie- jak powstaje dzieło, które przetrwa swój czas? A nawet więcej: gdy przeminą wszyscy, dzięki którym powstało, będzie znaczyło jeszcze więcej. Wzrośnie nie tylko wartością zabytku przeszłości, dawnego reliktu, ale zabrzmi także tą niewypowiedzianą siłą, która powstaje nie wiadomo kiedy, nie wiadomo dlaczego, scalając w sobie pełną moc przedstawionego motywu i talentu artysty. 

Niewielkie ptaki, ptaszki i ptaszęta, w które tak obfituje wiosenne niebo zwykle pojawiają się nagle. Siadają wśród konarów, nerwowo kręcą maleńkimi główkami. Czasem poruszą piórkami. I zanim się zorientujemy znikają. Odlatują, zostawiając za sobą tylko drżącą gałązkę i poruszone powietrze…Ślad równie efemeryczny, co ich wcześniejsza obecność. 

Szczygły podobno mogą zachowywać się inaczej. Można je poddać ludzkiemu pomysłowi. Jak nakazano w Genesis- uczynić poddanymi. Tu człowiek poszedł dalej. Okazało się, że można je cyrkowo przysposobić, nauczyć się samodzielnie czerpać wodę małym wiaderkiem. Po co – nie wiem. Smutno wygląda ten szczygieł przywiązany srebrzącym się łańcuszkiem do podajnika. Ptak w niewoli ludzkiego kaprysu. 

Aluzje biblijne w tym wypadku wydają się odrobinę uprawnione: charakterystyczna, czerwona główka szczygła znalazła w chrześcijańskiej historii wyjaśnienie testamentowe. Ta czerwień miała odnosić się do Pasji Chrystusa. Gra znaczeń szczygła z obrazu jest zatem wielowarstwowa. Niderlandzka nazwa ptaszka, „puttertje” miała wskazywać na tę wyćwiczoną umiejętności czerpania wody, od słowa „putten”. Co więcej, nawiązywała także do rodziny noszącej nazwisko zbieżne z niderlandzkim słowem „szczygieł”. Obraz powstał podobno na zamówienie, jako swoisty szyld. Znak graficzny dla domu rodziny „Szczygłów” w mieście Delft.



To takie przewrotne- jeśli ten obraz rzeczywiście miał motyw tak zakorzeniony w konkretnym czasie i miejscu. Obrazek funkcyjny, powstały z przyczyn pragmatycznych. A jednocześnie wieloznaczeniowe arcydzieło malarstwa iluzjonistycznego.

Ars longa, vita brevis. Życie składa się z katalogu spraw efemerycznych. Te stałe, nieruchome są tylko tłem. To ten trywialny szczygieł zapewnił jego autorowi nieśmiertelność. 

Carel Fabritius zginął młodo. I spektakularnie. 12 października 1654 w Delft wybuchły wielkie magazyny prochu. Eksplozja zniszczyła miasto, zburzyła jego budynki, zabiła mieszkańców. Być może Fabritius zginął w swojej pracowni. Zniszczeniu uległy także obrazy, z kilkoma wyjątkami. 

„Szczygieł” podpisany nazwiskiem malarza z datą 1654 musiał zatem być jednym z jego ostatnich obrazów. Talent Fabritiusa w dużej pozostał w sferze hipotetycznej. Jako potencjał, którego mocy możemy się tylko domyślać. Malarz zginął zbyt młodo, by odsłonić pełnię swych możliwości. 

Pyły po wybuchu w Delft opadły, miasto z ruin odbudowano. Nadeszło nowe pokolenie artystów. Wśród nich wielki Vermeer, być może uczeń Carela. Ale Fabritius pozostał w tej mgle. Taka jest historia najzdolniejszego ucznia Rembrandta. Tak bardzo podatna na działania wyobraźni. 

Szczygieł, Carel Fabritius, 1654 Haga, Mauritshuis

PS Do tego tematu, bardziej niż książka Donny Tartt skłoniły mnie wszystkie akcydensy, które przywiozła mi siostra po wizycie w Delft i w Hadze :).

Justyna Napiórkowska, historyk sztuki i europeista, współprowadzi Galerię Sztuki Katarzyny Napiórkowskiej w Warszawie i Brukseli, autorka Bloga Roku 2010 w dziedzinie Kultury. 

6 komentarzy: