22 wrz 2016

Tajemnice Nefretete


Gablota stoi w centrum ciemnej sali.  Szklane akwarium w muzealnym półmroku. Snop światła wydobywa ją z nicości. Jest doskonała, tajemnicza, wniosła.  Nefretete. Magnetyczna piękność z berlińskiego Neues Museum.

Większość zwiedzających przychodzi tu właśnie do niej. Stoją w bezruchu, w ciszy, w skupieniu.
W bezczasie, jak ona. Nefretete promieniuje w  tym swoim szklanym pudełku. Jak motyl przypięty szpilką z perłowa główką, za smugą celofanu, w gabinecie kolekcjonera.

Wyobrażam sobie emocje, jakie towarzyszyły w grudniu 1912 roku archeologom, gdy spod gruzu i kurzu, w miejscu, które było dawną pracownią rzeźbiarza Totmesa wydobyli to popiersie. Odkrywca, Ludwig Borchardt chyba od razu wiedział, że oto zmienia się hierarchia najważniejszych dzieł sztuki na świecie. Wyłoniona z pyłów Nefretete upomniała się o swoje miejsce. O gablotę, której tak uważnie strzec będą strażnicy berlińskiego muzeum.

O pięknie Nefretete nie ma co mówić. Jest oczywiste, niepoddawane wątpliwościom, zbudowane z harmonii i doskonałości.  Patronka gabinetów urody. Nawet jej imię miało oznaczać „piękno, które przyszło”.  Gdy została współregentką, otrzymała imię Neferneferuaton, „nadzwyczajna piękność Atona".

Na dodatek była podobno zuchwale mądra.

W całym muzeum można zobaczyć jeszcze kilka jej podobizn, rozstawionych w różnych salach, zawsze gdzieś w pobliżu równie pięknego Echnatona. On młodzieńczy, o czystej urodzie. Ona, idealnie-realna. Inspiracja makijażystek wszech czasów. Usta malowała używając ochry, oczy miała podkreślone precyzyjną kreską.

Nefretete wydaje się bez skazy, ale gdy się przyjrzymy, okazuje się, że można dopatrzeć się nawet zmarszczek.
Te ledwie zaznaczone fałdki –subtelny znak starzenia się, dyskretny symptom przemijania, który paradoksalnie przetrwał ponad 3000 lat. Paradoksalnie- w życiu powstają niechciane i bez wysiłku, w rzeźbie wymagały od autora wyjątkowego kunsztu i celowości.

Być może naprawdę wcale nie była piękna, a ten wielowiekowy mit na temat jej urody był owocem skutecznej propagandy? Podobno pod gładką, gipsową warstwą, która tak pięknie uwydatnia kości policzkowe, pod tym wizerunkiem, który stał się synonimem urody doskonałej jest wapienny trzon, gdzie twarz Nefretete jest znacznie mniej regularna .

A zatem być może rzeźbiarz ją udoskonalił. Dłutem wycyzelował jej urodę. Czemu jednak Totmes zdecydował się ten tak wyidealizowany wizerunek urzeczywistnić, zarysowując delikatną siateczkę zmarszczek wokół jej oczu? To triumf życia. Pochwała prawdy.

Nefretete i Echnaton wprowadzili kult Atona, egipski pierwotyp wielkich monoteizmów. Dokonali prawdziwej rewolucji i najwyraźniej stało się to w rękawiczkach, jeśli nawet krwawo, to niezwykle estetycznie, w pięknie i harmonii, której byli orędownikami. Tylko tak doskonały wizerunek mógł pasować do takiego przewrotu ideowego.



Naukowcy wszystkich czasów wciąż poszukują choć śladu, jakiegoś tropu, który pozwoliłby opowiedzieć o Nefretete więcej. Badają pigmenty, prześwietlają ją tomografami. Poszukują i analizują, by przebić tę powierzchowną warstwę. Dotrzeć do tajemnicy Nefretete i rozłożyć ją na czynniki pierwsze.

Kiedy w chłodny, berliński poranek stanęłam naprzeciw niej, to szczelne, konserwatorskie opakowanie, w którym jest eksponowana wydało mi się bardzo trywialne.
Nefretete ma taką moc, że nawet w tej szklanej gablocie muzeum nie daje się sprowadzić do rangi eksponatu. Dosłownego, naukowo opisanego.  Nawet najbardziej uwielbianego.

Justyna Napiórkowska, historyk sztuki i europeista. 
Współprowadzi Galerię Sztuki Katarzyny Napiórkowskiej w Warszawie i Brukseli. 
Autorka Bloga Roku 2010 w dziedzinie Kultury. 

1 komentarz:

  1. Ciekawe, że ta twarz wyzwala emocji... Czy to przez sposób wyeksponowania?
    Czy przez "reklamę"? Czy faktycznie jest tak niesamowita?

    Bardzo podoba mi się komentarz o zmarszczkach i o przemijaniu... "Pochwała prawdy". Myślę, że coś w tym jest...

    OdpowiedzUsuń