25 mar 2013

Rzym | Papież Franciszek z bliska

Stazione Centrale. Wsiadam do autobusu. Numer 64. Najlepszy dla zobaczenia Rzymu w pigułce. Jego trasa przeszywa jak strzała całe miasto, od dworca Termini w dół przez plac Esedra, po prawej termy, po lewej eleganckie arkady. Via Nazionale, w dół. Przystanek. Wsiadka, wysiadka. Na dole piazza Wenecja. Na środku policjant, nie traci włoskiej bella figura, w granatowym uniformie i białym  kasku. Pamiętacie go z filmu Woody’ego Allena?

Prawo drogowe jest dla użytkowników sugestią. Nie trzeba się do niej przywiązywać, ale raczej wniknąć w ten krwioobieg, w której na równych warunkach piesi i kierowcy, na pasach i poza pasami. Samochody suną powoli, a między nimi śmigają motorini. Piesi przed śmiałymi próbami przekroczenia podwójnego pasa jezdni szybko obliczają długość swojej trasy, wykonują błyskawiczny rachunek z dostępnych danych, kalkulują trasę z punktu a do punktu b, gdzie pieszy, z punktu c do punktu d – gdzie samochód. Jak zrobić, żeby te trasy się nie skrzyżowały, jak sprawić, żeby kierowca nawet nie zatrąbił zirytowany pyszałkowatym wtargnięciem pieszego tuż przed karoserię? W dynamicznym kontekście bieżącego ruchu pieszy rusza śmiało między dwoma karoseriami, znajdując bardziej lub mniej bezpieczną trasę, z większym lub mniejszym kredytem zaufania do umęczonego tutaj Anioła Stróża. Na skróty. Jak wyjaśnił mi kiedyś pewien kierowca w Neapolu, tu wypadki się nie zdarzają. 

Trwa uliczna koabitacja. Kto może ten trąbi. Kto może, ten biegnie. Kto nerwowy, ten pokrzykuje. Kto śmiałek, ten idzie pod prąd ulicą. Kto jeszcze nie zrozumiał zasad, czeka na zielone światło na pasach.

Najlepiej widać to właśnie tutaj, przy Piazza Venezia, gdzie w jasne dni opalizuje w słońcu monumento Vittorio Emanuele, gdzie krzyżują się różne drogi, stolicy Włoch ( Roma Capitale, w wolnym tłumaczeniu można spokojnie uznać to za kapitalny Rzym J) , stolicy rzymskiego Imperium, skąd od 2000 lat rozchodziły się kamienne drogi do dalekich włości znaczonych SPQR*( tak, tak, Rzymianie antyczni dawno zrozumieli, że jeśli chcą mieć imperium, muszą najpierw zbudować w nim drogi, zasada właściwie sprawdza się we wszystkich dziedzinach życia!) , serca świata chrześcijańskiego, w postaci świętego Piotra który zastąpił Trajana na szczycie postawionej przez niego na chwałę dackich zwycięstw kolumny .    

Dalej jeszcze il Gesù- barokowy triumf ubrany w biała jak śnieg fasadę,  świadomość istnienia piazza Navona po lewej i Fontanna di Trevi po prawej, potem znów Chiesa Nuova z obrazem Rubensa i San Andrea delle Valle z pofalowaną fasadą.  I zaraz Tybr, z mostami które tutaj trwają niezmiennie, od 2000 lat.

W autobusie okazuje się że moje bilety są już zużyte. Próbuję skasować jeden po drugim. Podchodzę do kierowcy- czy można u niego kupić bilet? Odpowiada – bardzo uprzejmie: „My nie sprzedajemy biletów. Nie sprzedajemy ale i nie kontrolujemy. Wie Pani, nie kontrolujemy.”  Czy dobrze zrozumiałam, że właśnie zachęca mnie do jazdy „na gapę”? Do małego nadużycia w kraju, którego każdy kamień w przeszłości i każda aktywność współczesna bazuje na jakimś nadużyciu? Kraju, gdzie w telewizji teraz najczęściej słyszę słowa korupcja, nepotyzm (i jeszcze bieda i podatki). Znów, są ku temu historyczne podstawy, z cesarzami dzielącymi i rządzącymi, z kardynałami budującymi układy sił, z kochanką papieską ( tak, tak) Giulią Farnese  zapewniającą kardynalski tron swojemu bratu. Z bagażem tej wiedzy inaczej ogląda się wszystkie powołania Mateusza i portrety papieskie w Wiecznym Mieście.

Wróćmy jednak do autobusu. Jadę do Watykanu, na razie na gapę. Byłoby niezręcznie przybrać  nawet mały grzech jadąc w takim kierunku. Co innego do Colosseum, albo na plażę. Tam potencjał posypania się kolejnych przewinień zawsze jest odrobinę większy. Ale do Watykanu, pod ostre spojrzenia wszystkich Innocentych? Co prawda wiem, że nawet przedawniony bilet dla kontrolera byłby wystarczającym dowodem, że mam prawo zajmować miejsce w tym rzymskim autobusie, w lekkiej dezynwolturze jaką kontroler, będąc Włochem zobowiązany jest reprezentować.  Ale kierowca mnie nie przekonał, mimo wszystko jestem przejęta. Uparcie chcę kupić bilet. Przejmuję się, wypytuję.  Podobnie razem ze mną przejmuje się pół autobusu. Szukają maszyny do sprzedaży biletów, w niektórych autobusach można je znaleźć. Tył autobusu odkrzykuje przodowi- non c`è la macchina per vendere i biglietti! Ale nie byłby to Rzym, gdyby skądś niespodziewanie nie przyszło wybawienie. Od sąsiadującego pasażera, starszego Włocha. Signorina, non si preoccupi, ecco il biglietto per lei. I daje mi bilet, odmawia przyjęcia opłaty!   

Bar. Trudno o bardziej naturalne terytorium dla Włocha. Lubię przyglądać się przy barze tej doskonałej choreografii. Jeszcze nie zdążyłam powiedzieć, co zamawiam, a już pachnie cappuccino. Jeszcze nie zdążyłam zapłacić, a barista już wie ile reszty mi wydać, posługując się jakimś niebywałym zmysłem i mocą przewidywania. Mimo kryzysu, tego obecnego i wszystkich kryzysów z przeszłości nie dziwię się , że to właśnie Włosi zbudowali takie imperium, jakim był Rzym antyczny, jakim jest Rzym współczesny, w każdej kamienicy, w każdym skrawku muru wypełniony sztuką, dumą i miłością do tego miasta!

PS
Wczoraj na Placu świętego Piotra, Papież Franciszek zauważył znajomego tuż obok miejsca gdzie stałam w tłumie. Zatrzymał papamobile i wysiadł, żeby się przywitać! Wielkie emocje!



foto: Justyna Napiórkowska 



  
*Senatus Populusque Romanus, ale znów, można polubić wytłumaczenie, które usłyszałam od pewnego Włocha- „sono pazzi questi Romani”- Rzymianie są zwariowani )

Justyna Napiórkowska www.osztuce.blogspot.com

4 komentarze:

  1. Pani Justyno, dziękuję za skrawek rzymskiego życia:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow. Jak widać, ma Pani "lekkie pióro" - każdy Pani post czyta się z przyjemnością. Na pewno będę zaglądał tu częściej!
    Pozdrawiam ;)
    deelaxy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie napisane, troche przykro mi, że tam krytykują nowego papieża na świecie, przyda im się psycholog, wrocław ma dobrych, który powiem im że źle robią

    OdpowiedzUsuń