23 mar 2010

Z Rzymu


Wiosnę w Rzymie zainaugurowałam maratonem! Tysiące osób, z lewej Colosseum, z prawej Forum Trajana- takie widoki motywują! Motywował rzymski komentator, z wysokości Monumento Vittorio Emmanuele , rozentuzjazmowany krzyczał przez megafony : Che emozioni! Forza! Bravi! Bravissimi! Biegłam z numerem 15000, a ze mną biegł cały Rzym. Amfiteatr Flawiuszów łatwiej chyba obiec...
Rzym. Roma. Norwid pewnie nie był pierwszym, który odkrył , że czytane od końca Roma to... amor. W samolocie zastanawiałam się dlaczego właściwie kocham Rzym. Głośne motorino, skwar w lipcu, wszechobecne rozmowy przez telefonini.
Za to niby Rzymu nie lubię, ale też nie do końca.

Do Rzymu mam słabość i już.

A zaczęło się kiedy zobaczyłam Rzym po raz pierwszy. Mieliśmy wówczas spędzić wakacje na campingu pod miastem, ale samochód się zepsuł i spędziliśmy je w warsztacie mechanika samochodowego, który nie mógł zrozumieć, ze duży Fiat FSO to też Fiat. Części nie pasowały, upalne dni mijały, a Giovanni ( mechanik) grał nam serenady na mandolinie. Rzym trwał niezmiennie, jakieś 100 kilometrów dalej na południe. W końcu Giovanni zawiózł nas do Rzymu. Jechałam na górnej naczepie samochodu transportowego, rodzice z przodu,a my siostrą siedziałyśmy w zepsutym żółtym passacie na wysokości, na której zieleniły się liście palm. Był lipiec, miałam osiem lat i Rzym pod stopami. Czułam się jak cesarzowa Rzymu w sedia gestatoria.


Później brawurowo pokonywałam Rzym na tylnym siedzeniu motorino... tu autobus, tam barierka, a motorino łapał w niezrozumiały dla mnie sposób równowagę. Migała mi via Nazionale, potem del Corso, Panteon... nagle zatrzymujemy się przy niewielkim kościółku , a tam - Mateusz nawracany wg Caravaggia! Wcześniej czytałam o tym u Rzepińskiej....Jedziemy dalej , a tam , na wzgórzach teatr marionetek w ogrodach wśród pinii. Dalej - następny kościół , pusty, żadnych turystów, a przy ołtarzu Chrystus Michała Anioła. Rzym, pełno wrażeń, niezależnie od kierunku!

Dlatego we Włoszech obieram zawsze metodę Herberta. Bez mapy, nieomylnie droga poprowadzi mnie tam, gdzie powinna. Zresztą kiedy idę z mapą, droga i tak prowadzi mnie tam gdzie chce ona, nie ja.

Tym razem , zupełnie przypadkowo zobaczyłam chyba wszystkie kościoły paleochrześcijańskie, wszystkie kilkanaście metrów poniżej poziomu ulicy, przez to trochę ukryte, odstręczają przypadkowych turystów wysokością schodów do pokonania, wszystkie z drobnej, brunatnej , wypalanej na słońcu cegły, z zachowanymi mozaikami, bagatela, 1500 lat! W jednym z nich filipińska siostra myli piąty wiek z czwartym, ale wie, że jest już pora zamknięcia kościoła i bez ogródek wszystkich zachęca do wyjścia.

Wydarzenie w Rzymie - w ystawa Caravaggia w Scuderie del Quirinale.

Na wystawie - obrazy, które w większości już znam, tu widzę w zupełnie nowym świetle, zestawione razem. Dwie wieczerze z Emmaus, jedna powstała na zamówienie, druga namalowana na własny użytek Merisiego. Jak różne! Na wcześniejszym płótnie młodziutki Chrystus zasiada za pięknie zastawionym stołem. Poprzedniego wieczoru byłam w hosterii przy via del Leone, gdzie podają splatane bułeczki jak z obrazu.

W Rzymie nic się nie zmieniło!




Udostępnij

1 komentarz:

  1. bardzo załuję tej wystawy Caravaggia w Rzymie. wszystko bylo zaplanowane, niestety nie dotarlam. Trudno czasem bywa i tak.
    a Rzym no coz, zgarzam sie to piekne miasto.
    Podobnie jak Ty mialam mozliwosc studiowac we wloszech i smiem przypuszczac, ze to najwieksza przygoda jaka przytrafila mi sie do tej pory. pozdrawiam i gratuluje wygranej.
    Izabela
    www.przestrzenkultury.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń